Zamrożenie "Spodka" pochłonęłoby ponad milion złotych PZHL zrobił rachunek zysków i strat. Zamrożenie "Spodka" pochłonęłoby grubo ponad milion złotych. Dlatego mistrzostwa przeniósł do Tychów, gdzie lód jest po sezonie ligowym. Natomiast w tej kalkulacji wkradł się błąd: horrendalne ceny biletów. Ustawienie ich na poziomie 89 zł dla dorosłych i 49 zł dla dzieci i młodzieży do lat 15 było przesadą i to grubą. Związek tłumaczy się wzrostem kosztów, m.in. hotel, w którym są ulokowani hokeiści podrożał o 50 procent. Z drugiej strony jednak tak jakby zapomniał, że na tym turnieju nie walczy się o mistrzostwo świata, tylko o promocję na drugi szczebel. Ludzie nie są w ciemię bici i wiedzą to. Dlatego pustki na trybunach, cisza, przerywana estońskim bębnem i okrzykami "Esti! Esti!" była przygnębiającą. Dopiero w III tercji uaktywniła się zorganizowana grupa kibiców w koszulkach hokejowej reprezentacji i zagrzewała do walki "Biało-Czerwonych". Jak nas poinformował jeden z jej liderów - Wojciech Kaleniecki 14 osób przyszło na mecz hokejowy po raz pierwszy w życiu, a przed spotkaniem mieli instruktaż z reguł gry! Zjechali się z całej Polski: z Olsztyna, Skierniewic, Zduńskiej Woli, Białegostoku, Łęcznej, Strzyżowa, Sanok, Gorzowa Wielkopolskiego, Grudziądza, Lubina, Poznania i Wrocławia. Na medal spisali się za to hokeiści Polski, którzy pokonali Estonię 3-0. Legendy na trybunach Dwie tercje miałem okazję oglądać w towarzystwie ludzi, którzy hokejowi poświęcili całe życie, niosąc na barkach reprezentację Polski. Andrzej Tkacz, Waldemar Klisiak, Mariusz Puzio, Sławomir Wieloch, Tomasz Jaworski, Katarzyna i Paweł Zygmuntowie, których syn podwyższył nasze prowadzenie na 2-0. Klisiak, Puzio, Wieloch i Jaworski wylewali siódme poty w kadrze i Unii Oświęcim pod batutą Andrieja Sidorenki, ale pomimo upływu kilkunastu lat traktują go jak członka rodziny. Razem z nim dopingowali "Biało-Czerwonych". Przyjaźń ich cementowały mecze takie jak kwalifikacje olimpijskie, na których w 2005 r. w Rydze graliśmy jak równy z równym z Białorusią i Łotwą. Waldemar Klisiak wspominał mecz-legendę Unii Oświęcim w Pucharze Kontynentalnym z Milano Vipers, z października 2003 r., który w końcówce zamienił się w starcie bokserskie. Oprócz Klisiaka ciężkie pojedynki pięściarskie z Kanadyjczykami w barwach ekipy z Mediolanu stoczyli Jacek Zamojski z Leszkiem Laszkiewiczem. "Laszka" dziś wspiera selekcjonera Roberta Kalabera w roli dyrektora reprezentacji. Z kolei Sidorenko, po okresie triumfów w Oświęcimiu, od grudnia buduje siłę GKS-u Tychy. Dotychczasowe jego zabiegi wystarczyły do zajęcia czwartego miejsca. Zarówno on, jak i klub ma apetyt na więcej, dużo więcej. Klisiak, Wieloch, Puzio i Jaworski po wygranej 3-0 nad Estonią - Najważniejsze, że żaden z naszych hokeistów nie odniósł kontuzji. Wygraliśmy lekko, łatwo i przyjemnie. Wszyscy oczekujemy awansu, ale nie będzie łatwo. Ukraina i Japonia będą wymagające - powiedział nam Waldemar Klisiak. - Otwarcie bardzo ważne, każdy chce się pokazać z dobrej strony. Zwycięstwo daje przewagę psychologiczną. Nagrodę piłkarza meczu odebrał bramkarz John Murray. On był ojcem sukcesu - uważa Sławomir Wieloch. - Najcięższym rywalem będą Japończycy, ale na Ukrainę też trzeba zwrócić uwagę, bo to niebezpieczny zespół - twierdzi Mariusz Puzio, który juniorów Polonii Bytom doprowadził do mistrzostwa Polski. - Murray pokazał klasę, trzymał nam ten mecz, całą drużynę na powierzchni. Wynik 3-0 sugeruje łatwą wygraną, ale jego kluczowe obrony przy stanie 1-0, a później bramki dały nam zwycięstwo. Wygraliśmy ważny, ciężki mecz. Estonia nigdy nie jest łatwym dla nas rywalem. Do dziś pluję sobie w brodę po remisie z nią 3-3 w Katowicach - powiedział Tomasz Jaworski. W czwartek o godz. 20 przed "Biało-Czerwoni" zmierzą się z Ukrainą, która może zawiesić poprzeczkę jeszcze wyżej niż Estonia. Michał Białoński, Interia