- Kto będzie najtrudniejszym rywalem? Zdaje się, że w poniedziałek gramy z Rumunią - powiedział trener Polaków Peter Ekroth. Szwed konsekwentnie odmawia komentarzy na temat rywali. Wcześniejszych meczów nie oglądał i zabronił tego także zawodnikom. - Mamy skupić się tylko i wyłącznie na swojej grze - powiedział kapitan biało-czerwnonych Leszek Laszkiewicz. Podobną strategię obrał szkoleniowiec Włochów Rick Cornacchia, z kolei według trenera naszych najbliższych rywali Toma Skinnera zdecydowanie najsilniejszy zespół mają Włosi. - Obserwowałem ich jeszcze przed rokiem podczas mistrzostw elity w Kanadzie i wiedziałem, że mają bardzo mocną ekipę. Są głównymi faworytami do awansu - przekonywał po klęsce 0:11. Na gorąco po starciu z Holendrami Ekroth chwalił Rafała Radziszewskiego, który bronił bardzo pewnie i zwłaszcza podczas gry w osłabieniach miał sporo roboty. - Wielkie wrażenie zrobiła na mnie bramka Mikołaja Łopuskiego. Naprawdę strzelił ją w wielkim stylu - Szwed chwalił nowego skrzydłowego Comarchu Cracovii. Rzeczywiście, rzadko ogląda się tak efektowne akcje. Były gracz Energi Stoczniowca Gdańsk zachował się jak prawdziwy "kiler" na lodzie. Minął obrońcę z takim impetem i deretminacją, że ten zanim zorientował się co się dzieje, oglądał plecy Polaka, a po chwili krążek w siatce. Nie da się strzelać takich goli bez mocnej wiary w swoje możliwości. Pewność siebie to jeden z kluczy do sukcesu, a nie da się ukryć, że biało-czerwonym brakowało jej przed pierwszym meczem turnieju w Toruniu. Gra przed własną publicznością daje przewagę, ale jednocześnie potęguje przedmeczowy stres. Poza tym naszej drużynie brakowało ogrania w nowym składzie, zmienionym ustawieniu i według nowej taktyki. - Mieliśmy wewnętrzne przekonanie, że wygramy, pomimo tego byliśmy spięci, bo był to pierwszy mecz, w którym wszystko może się wydarzyć - przyznał Leszek Laszkiewicz. Zwycięskie otwarcie mogło być jeszcze bardziej efektowne, gdyby nie dwie poprzeczki i dwa słupki. Taki niefart zdarza się raz na kilkadziesiąt meczów, więc limit pecha już wyczerpaliśmy. Mirosław Ząbkiewicz, Toruń