W nocy z soboty na niedzielę doszło do sensacji: Pittsburgh ograł w Detroit Red Wings i po raz pierwszy od 17 lat zdobył Puchar Stanley'a. To trzeci triumf w NHL drużyny z Pensylwanii (wcześniej zdobywała najcenniejsze trofeum w klubowym hokeju w 1991 i 1992 r.). Klisiak to 42-letni legendarny już napastnik nie tylko Unii, ale całego polskiego hokeja. W tym roku postanowił wrócić z Naprzodu Janów w domowe pielesze. Waldemar z uwagą śledzi nie tylko to, co się dzieje na krajowych taflach, ale także wydarzenia z NHL. - Kto wie, czy młodość, przebojowość "Pingwinów" nie były decydujące. Zresztą w ostatnim meczu nie ma żadnej kalkulacji, kładzie się wszystko na jedną szalę. Decyduje odporność psychiczna i zapasy sił fizycznych. To wszystko lepiej wyglądało w ekipie Penguins - podkreśla nasz ekspert. Waldemar zwraca uwagę na fakt, że dla całej ligi NHL dobrze się stało, że puchar powędrował w ręce "kopciuszka", a nie faworyzowanego potentata z Detroit. - Ludzie powinni się cieszyć, że idzie nowa siła i coś się dzieje. Pamiętam, gdy z Unią zdobywaliśmy siedem mistrzostw Polski z rzędu, to wszyscy narzekali, że liga zrobiła się nudna i przewidywalna, aż w końcu, w 2005 roku straciliśmy tytuł, nowi ludzie się ucieszyli z hokeja. Życie nie lubi stagnacji - kończy filozoficznie Waldemar Klisiak. Klisiak i jego Aksam/Unia prowadzą letnie przygotowania do sezonu. Po niej nadejdzie pora na urlopy, a później już treningi na lodzie. Przeczytaj o tym, jak "Pingwiny" sięgnęły po Puchar Stanleya