Biało-czerwoni dobrze rozpoczęli mecz z faworytem imprezy Łotwą, ale choć włożyli w grę wiele serca, to nie sprawili niespodzianki i przegrali z zespołem, który wyprzedza ich o 10 "oczek" w rankingu IIHF. Po meczu wszyscy żałowali straconej trzeciej bramki, która przesądziła losy spotkania. Gdyby nie ona, kto wie, czy niesione dopingiem sanockich kibiców "Orły" nie wykorzystałyby podwójnej przewagi w ostatnich sekundach i nie doprowadziłyby przynajmniej do remisu? A tak ze zwycięstwa cieszyła się kilkudziesięcioosobowa barwna grupa najwierniejszych łotewskich fanów, która zameldowała się w Sanoku po długiej podróży. Nasza reprezentacja, mimo że daleka od optymalnego składu, długo przeciwstawiała walkę i taktykę wyższym indywidualnym umiejętnościom rywali. Pod koniec drugiej tercji zaczęło jednak brakować sił, a indywidualne błędy to nic innego, jak tego efekt. - Nie da się wygrać, łapiąc tyle kar - przyznał po meczu strzelec jedynej bramki dla Polski Michał Radwański, który po kilkuletniej przerwie wrócił niedawno do reprezentacji, a w czwartek zdobył dla niej swojego dziewiątego gola. - Gra w osłabieniu przeciwko tak silnym rywalom kosztuje bardzo dużo sił. Mam nadzieję, że nie zabraknie im nam w następnych meczach. Jego trafienie i fakt, że trener Rudolf Rohaczek wystawił go w pierwszej "piątce" świadczy, że selekcjoner szybko nabrał do niego zaufania i będzie poważnie brał pod uwagę przy ustalaniu składu na mistrzostwa świata w Innsbrucku. - Czy ja wiem? Wydaje mi się, że trener brał pod uwagę dzisiaj to kto gra na jakiej pozycji, ja akurat gram na prawej i dlatego znalazłem się w pierwszej piątce - mówił skromnie wychowanek sanockiego klubu, który hokeja uczył się także w juniorskiej lidze za Oceanem. Bardzo duży udział przy jego golu miał kapitan Adam Bagiński, który przejął literę "C" na koszulce po chorym Leszku Laszkiewiczu. - Z Adamem graliśmy w reprezentacjach młodzieżowych, więc świetnie się znamy - tłumaczył "Rudy". To, że mecz z Łotwą był dla naszych kadrowiczów piekielnie wyczerpujący, przyznał także debiutant w seniorskiej reprezentacji, drugi napastnik miejscowego klubu Maciej Mermer, który równą formą w spotkaniach Polskiej Ligi Hokejowej i regularnie strzelanym golom zasłużył na powołanie do reprezentacji. - Przegrać 1:3 z tak silnym przeciwnikiem, który ogrywał Kanadę, to żaden wstyd - ocenił na gorąco. - W drugiej części meczu rzeczywiście byliśmy już zmęczeni. W dużej mierze przez to, że często musieliśmy grać w osłabieniu. Szkoda tej trzeciej bramki, ale i tak uważam, że rozegraliśmy dziś dobry mecz. Trener Rudolf Rohaczek także był zadowolony z gry. - Łotwa to bardzo silna drużyna. Przeciwstawiliśmy się jej realizowaniem taktyki, jednak przytrafiły się nam indywidualne błędy - ocenił, zaprzeczając, że w drugiej części spotkania "Orły" złapały zadyszkę. Wszystko wskazuje, że najtrudniejszego przeciwnika mamy już za nami, jednak mecze z Włochami, a w sobotę z Austrią nie będą spacerkami. Czwartkowe starcie obu zespołów potwierdziło, że w dzisiejszym hokeju liczą się nie tylko indywidualne umiejętności czy żelazne realizowanie założeń taktycznych, ale przede wszystkim walka przez pełne 60 minut. Mimo porażki, Włosi zaprezentowali się z dobrej strony. Momentami potrafią błyskawicznie przyspieszyć i całkowicie zdominować rywali. Austriacy grali równiej, choć w ich składzie było aż sześciu debiutantów. Ich szwedzki trener Lars Bergstroem (w hokejowym CV ma m.in. prowadzenie kadry Szwecji do lat 20 i 24) wyszedł dokładnie z takiego samego założenia, jak Rohaczek i nie zabrał ze sobą najsilniejszego składu, aby nie dać się rozszyfrować Polakom przed zbliżającą się najważniejszą imprezą sezonu - mistrzostwami świata w Innsbrucku, gdzie obie reprezentacje walczyć będą o powrót do światowej elity hokeja. - Jeśli będą prezentować wysoki poziom, to każdy z zawodników, których zabrałem na ten turniej będzie miał szansę zagrać na mistrzostwach - Bergstroem dyplomatycznie opowiedział na pytanie, ilu kadrowiczów powołanych na turniej w Sanoku, zobaczymy podczas kwietniowych mistrzostw w Austrii. - To był chyba historyczny mecz, bo graliśmy tylko i wyłącznie w krajowym składzie. Doskonale znam tych chłopaków, bo przez pięć lat byłem trenerem Klagenfurtu i wiem co potrafią. U nas ciągle toczą się dyskusje czy na mistrzostwach grać krajowym składem czy powołać zawodników występujących w zagranicznych klubach. My niestety takich problemów nie mamy? Mirosław Ząbkiewicz, Sanok