Po sukcesie - uratowaniu ekstraligi przed rokiem - zespół świetnie wszedł w nowe rozgrywki pod wodzą Andrzeja Słowakiewicza. Był rewelacją pierwszej rundy, później jednak zaczęła się czarna seria. Z szesnastu meczów drużyna z Podkarpacia wygrała tylko trzy, praktycznie grzebiąc szanse na miejsce w silniejszej grupie po pierwszej fazie rozgrywek. W niedzielnym meczu z Polonią w Bytomiu nie prowadził już zespołu, ale sanoczanie przegrali po raz kolejny. Teraz zamiast walczyć o szóstkę, muszą zacząć zbierać punkty, aby zakwalifikować się do play off i tym samym uniknąć emocji sprzed roku, gdy do końca bronili się przed degradacją. Kibice już od dobrych kilku tygodni, często w niewybredny sposób, domagali się dymisji trenera Słowakiewicza. Prezes KH Sanok długo go bronił. Jeszcze niedawno w wywiadzie dla sanockiej telewizji tłumaczył, że przed rokiem umówił się z trenerem na trzy sezony, jasno dając do zrozumienia, że nie ma zamiaru go zwalniać. Nie trzeba było długo czekać, by stało się inaczej. Dlaczego trener Słowakiewicz został w Sanoku gwiazdą jednego tylko sezonu? Przecież szybko zakontraktowano zawodników przed nowym sezonem, wzmocniono skład, przepracowano okres przygotowawczy, a prezes podkreślał, że pod względem finansowo-organizacyjnym tak dobrze już dawno nie było. Prostej odpowiedzi nie ma. Z pewnością nie wytrzymał presji. Już po pierwszych świetnych meczach, przeczuwając, że dobra passa kiedyś musi się skończyć, nie krył obaw o reakcję hokejowego Sanoka. Przyznać jednak trzeba, że chciał budować hokej w małym klubie wprowadzając profesjonalizm. Jego praca nie zaczynała się z chwilą wyjścia na trening i nie kończyła po kilkudziesięciu minutach. Jednak były też sytuacje, w których tego profesjonalizmu zabrakło, jak choćby wtedy, gdy udzielił mi wywiadu, a następnego dnia publicznie wyparł się własnych słów. Oceniając go trzeba jednak wziąć po uwagę to, że mimo nieudanego sezonu 2007/2008, sukces z ubiegłego w dużej mierze jest jego zasługą.