W ubiegłym tygodniu "Biało-Czerwoni" po 21 latach wywalczyli awans do najlepszej grupy mistrzostw świata. Nie ma wątpliwości, że za tym jednym z największych sportowych sukcesów pierwszego półrocza w polskim sporcie stoi 53-letni słowacki szkoleniowiec Robert Kalaber. Olgierd Kwiatkowski, sport.interia.pl: Kiedy w 2020 roku obejmował pan funkcję wierzył pan w to, co się stało w ubiegłym tygodniu, że awansujecie do Elity? Czy wtedy wydawało się to całkowicie nierealne? Robert Kalaber, trener hokejowej reprezentacji Polski: Zawsze myślę o najbliższym celu. Wtedy przygotowywałem kadrę do zbliżającego się turnieju, walczyliśmy o igrzyska. Wiadomo było, że bardzo trudno było wywalczyć awans do Pekinu, ale po wygranym meczu z Białorusią było widać, że nasza drużyna ma wielką jakość. Potem dopiero przygotowałem plan, żeby dostać się tam, gdzie jesteśmy dziś. Ale to, co działo się wokół kadry, wokół polskiego hokeja na lodzie, nie ułatwiało panu zadania. - Kilka lat temu prezes Chwałka dużo naobiecywał zawodnikom. Mało z tych obietnic zrealizował. Wielu zawodników czuło się oszukanych, nie chcieli przyjeżdżać na kadrę. Kiedy przychodziłem do reprezentacji ustaliliśmy z Leszkiem Laszkiewiczem (Team Leader polskiej kadry - przyp. red), że związek nie obieca niczego, na co go nie stać. Chcieliśmy działać według jasnych zasad. Jeżeli nie byłoby pieniędzy, mieliśmy o tym wiedzieć. Na te warunki zawodnicy się zgodzili. Dziś hokeiści nie dostają pieniędzy za to, że przyjeżdżają na zgrupowanie, mogliby więc zostać w klubach i tam zarabiać. Związek zwraca im koszty przyjazdu. Wypłaci też premię za awans. Sytuacja jest więc jasna i przyjeżdżają. Nie mam problemu z powołaniami. Organizacyjnie też nie mam prawa na nic narzekać. Jest dużo lepiej niż wtedy, kiedy obejmowałem kadrę Polski. Sportowo trzy lata temu też nie było lepiej. - Nie mieliśmy w zespole kilku najlepszych zawodników, takich, którzy decydują o jakości drużyny. I to było widać. Ale teraz widać, że nasi młodzi są o dwa, trzy lata starsi i znaczenie się poprawili. Coraz częściej młodzi decydują w ważnych meczach. Teraz też zabrakło jednak kilku zawodników. - Filip Komorski nie pojechał z nami, bo mieliśmy inną koncepcję. Do ataku potrzebowałem zawodnika bardziej defensywnego. Nie chcieliśmy czekać na Arona Chmielewskiego, bo nie wiadomo było kiedy skończy rywalizację w lidze czeskiej. Chcieliśmy mieć zawodników skoncentrowanych na turnieju na 100 procent. Będzie cennym wzmocnieniem za rok. Kontuzji doznał Maciek Urbanowicz. Co zdecydowało o tym, że reprezentacja Polski miała tak udany turniej? - Zawsze to są pewne kroki, które trzeba wykonać. Były turnieje, zgrupowania, na których budowaliśmy ten zespół i nasz system gry, aby każdy zawodnik wiedział co ma robić w danej sytuacji. Mamy za sobą dużo rozegranych meczów, dużo przeanalizowanych meczów na video i dużo taktycznych treningów, oczywiście także fizycznych. Dziś w sporcie o wyniku decydują małe rzeczy, a my tych małych rzeczy dopilnowaliśmy. W każdym aspekcie chcieliśmy być dobrzy i profesjonalni. Byliśmy. Przykładem pozytywnych efektów takiej pracy była gra w przewadze. - Ciekawe jest to, że bardziej pracowaliśmy nad grą w osłabieniu, ale nie odpuszczaliśmy zajęć nad grą w przewadze. Stworzyliśmy dwie formacje. Jedna złożona była z doświadczonych zawodników, a druga z młodych, która odpowiadała za grę w przewadze. Wszystko dokładnie przećwiczyliśmy, rozrysowaliśmy. W najdrobniejszych szczegółach. Idealnie wybraliśmy zawodników. Nic nie stało się przypadkiem. To są takie małe rzeczy, które składają się potem na wielki wynik. Przed turniejem w Nottingham kadra miała bardzo silnych rywali w sparingach i miała też w nich dobre wyniki. - Wszystko zaplanowaliśmy rok wcześniej. Nie było łatwo, bo odmówiła nam Japonia, Ukraina, ale załatwiliśmy Łotwę, Słowenię, Węgry. Po ludzku podeszliśmy też do zgrupowań. Dawaliśmy zawodnikom wolne w weekendy, żeby spotykali się z rodzinami. Byłoby ciężko im wytrzymać cztery tygodnie w rozłące. Reprezentanci byli bardzo zadowoleni. Mariusz Czerkawski mówił po awansie, że to sukces ponad stan, że nie mamy infrastruktury, a mamy drużynę w hokejowej elicie. - Wiele rzeczy złożyło się na ten sukces, mówiłem o tym wcześniej. Mamy świetnych zawodników. Zmieni się trochę ich postrzeganie. Do tej pory kiedy dobre europejskie kluby patrzyły na hokeistów z Polski, to ich trenerzy mówili: "Ale to jest Polak, może i dobry zawodnik, ale nie będziemy ryzykować." Kiedy zagramy w mistrzostwach świata Elity, to wielu graczom z Polski otworzą się drzwi do tej lepszej hokejowej Europy, do hokejowej elity. Będą bacznie obserwowani i kilku dostanie angaż. Co do infrastruktury to Mariusz ma rację. Mamy 20 lodowisk w Polsce, tyle co w Bostonie. A brak infrastruktury bardzo źle wpływa na szkolenie. Boiska piłkarskie są wszędzie, w każdej wsi. A lodowiska? Rodzic pracuje i jeśli chce zapisać dziecko na hokej, to musi wozić je do innego miasta. A to są duże problemy. Jak lodowisko byłoby blisko domu dziecka, to w naturalny sposób pojawiłoby się więcej zawodników. Nie trzeba budować wielkich hal, ale małe, lekko zadaszone lodowiska. Problem ze szkoleniem dzieci w hokeju jest duży? - Źle wyglądają nasze młodzieżowe drużyny i trzeba poprawić szkolenie. Ten sukces zrobiliśmy też po to, aby przygarnąć do naszej dyscypliny dzieciaków. W Szwecji w jednym roczniku w klubie trenuje setka dzieci, a u nas w Jastrzębiu cieszymy się jak jest ich 15. Wierzę w to, że jak w przyszłym roku zagramy w elicie i telewizja będzie pokazywać ten turniej, to wielu dzieciaków będzie chciało iść śladem Wronki, Pasiuta, Murraya. Będą mieli wzór. To jest piękny sport, najszybsza gra zespołowa. Liga z dużą liczbą obcokrajowców jest dużym problemem dla rozwoju polskiego hokeja? - Kij ma dwa końce. Ta liga ma bardzo wysoki poziom, również dzięki obcokrajowcom. O mistrzostwo może walczyć pięć drużyn. W Jastrzębiu miałem sytuację, że po turnieju w Anglii, na naszych dwóch zawodników czekali na lotnisku działacze Cracovii z kontraktami. Z najsilniejszymi Polakami w składzie liczyłyby się dwie drużyny. Nie potępiałbym obcokrajowców w lidze także dlatego, bo młodzi dużo się od nich uczą. A jeżeli chodzi o reprezentację. To porównania z innymi kadrami nie wytrzymuje liczba członków sztabu szkoleniowego? - Włosi, których ograliśmy mają trzech trenerów więcej i jednego video analityka więcej. To pokazuje jak bardzo byliśmy skuteczni w prowadzeniu drużyny. Na zarządzie powiedziałem, że potrzebujemy jeszcze jednego asystenta. Ja nie mogę jeszcze więcej efektywnie pracować. W okresie 90 minut treningu nie mogę zrobić więcej, Muszę mieć kolejnego pomocnika i według zapewnień zarządu będę go miał. Jaka jest pana filozofia pracy? - Najważniejszy jest zespół. W mojej drużynie nie może być 20 topowych zawodników, bo nie da się stworzyć drużyny z 20 najlepszych zawodników. To nie będzie wtedy dobra drużyna. Każdy w teamie musi mieć swoje zadanie do wykonania i musi być w tym dobry, ktoś musi bronić, walczyć o krążek, blokować, strzelać. Między zawodnikami musi być chemia. To ma być być jedna wielka rodzina. Oczywiście w drużynie jest miejsce na liderów, ale ich wyłoni mecz, turniej, Najpierw liczy się zespół. Myśmy tak ułożyli tę kadrę, że mamy drużynę, która jest rodziną. Wszyscy cieszyli się z tego sukcesy. Byli bardzo zdeterminowani. Dla mnie wielką przyjemnością było stać w boksie i patrzeć jak rodzi się ten zespół i jak wygrywa. Jeszcze pan świętuje, czy przygotowuje się pan już do przyszłorocznych mistrzostw świata Elity? - Byłem w domu 22 godziny (wywiad był przeprowadzony w środę - przyp. red). W niedzielę rano przyjechałem, w poniedziałek miałem zarząd, potem uczestniczyłem w Konferencji Trenerów Szkolenia Olimpijskiego. Planujemy już przygotowania do turnieju Elity. Cały czas jestem na telefonie. Nie mam chwili wytchnienia. Jedzie pan na rozpoczynające się w piątek mistrzostwa świata, aby obejrzeć przyszłych rywali? - Żona by mnie nie puściła. W ten weekend córka ma urodziny. Do domu przyjedzie druga córka. Rodzinnie będziemy świętować awans, ale ja też będę od rana do wieczora śledził mistrzostwa w słowackiej telewizji. Nie mogę się doczekać kiedy sami tam wystąpimy. Rozmawiał Olgierd Kwiatkowski