W pierwszym spotkaniu z Łotwą wypracował jedynego gola dla biało-czerwonych, a w drugim wybrany został najlepszym zawodnikiem w polskim teamie. - Zawsze zostaję wybrany najlepszym, gdy przegrywamy - wściekał się przyjmując gratulacje. - Serio, to już trzeci raz! - Zwycięstwo w piątek było w zasięgu ręki, choć nie da się zaprzeczyć, że Włosi sprawili wrażenie drużyny lepiej realizującej założenia taktyczne, bardziej doświadczonej, no i szybszej. - Byli dzisiaj do ugryzienia. Trochę zabrakło nam pary w piątkowym meczu, bo w czwartek naprawdę dużo serca włożyliśmy w mecz z Łotyszami. To są klasowi zawodnicy, grający w najlepszych ligach europejskich i po prostu przegonili nas. Graliśmy ambitnie, dużo więcej jeździliśmy od nich, dlatego byliśmy wykończeni po tym meczu. Włosi byli w naszym zasięgu, ale zabrakło sił i nie wykorzystaliśmy sytuacji, bo przecież kilka zagrożeń stworzyliśmy. Niestety, nie udało się strzelić. No i szwankowały nasze przewagi. Poza tym łapaliśmy dużo kar. Szkoda, bo już na samym początku mieliśmy świetną okazję, żeby dobrze ustawić mecz, graliśmy przecież pięciu na trzech. - No właśnie. Jeszcze do niedawna była to wasza mocna broń. W meczach z Łotwą i Włochami z kilkunastu, wykorzystaliście tylko jedną. Z czego to wynika? - Brakuje nam takich zawodników jak Leszek Laszkiewicz czy Damian Słaboń. Oni tworzyli pierwszy atak na każdym turnieju i stwarzali zagrożenie. Teraz ich nie ma i muszą wykazać się inni, ale nad tym elementem musimy jeszcze popracować, a przed turniejem w Sanoku mieliśmy tylko trzy dni. Co można zrobić w trzy dni? Poza tym staraliśmy się trochę odpocząć, bo czujemy w nogach czterdzieści sześć meczów w lidze. - Uda się jeszcze zebrać siły na mecz z Austriakami? - Na pewno motywuje nas to, że są w naszej grupie na mistrzostwach świata. - To znaczy, że będzie to najważniejszy mecz dla was podczas turnieju w Sanoku? - Każdy mecz jest najważniejszy, bo gra się żeby go wygrać, ale niestety czasem się to nie udaje. Ostatnio przegrywamy jedną - dwoma bramkami. Wrócę jeszcze do turnieju na Węgrzech. Nasze wyniki tam zostały odebrane bardzo pesymistycznie. Ale wypowiadali się na ten temat ludzie, którzy nie oglądali tamtych spotkań. Nie było źle, tylko trochę zabrakło nam w końcówkach meczów. - Trener Rudolf Rohaczek jest ostatnio bardzo krytykowany jako selekcjoner kadry, choćby dlatego, że niby mamy reprezentację narodową, ale nie grają w niej najlepsi. Jak pan to oceni? - Najlepiej ocenić tę sprawę pytając tych, którzy nie grają, dlaczego nie chcą? To przecież robi się dla Polski, naszego kraju. Jeżeli to komuś nie pasuje, to trudno. Jeśli ktoś nie chce grać, to na siłę się go nie zaciągnie. Gramy w takim składzie, w jakim gramy. Z drugiej strony, byli w kadrze też inni zawodnicy, a wyniki były podobne. - Krążą plotki, że hokeiści mają negatywny stosunek do trenera. - Nie wiem z czego to wynika. Ja staram się robić, to co mam robić. Jestem pasjonatem. Każdy, kto mnie zna, wie że za hokej dam się pokroić. Biorę rzeczywistość taką, jaka jest. Cieszę się z tego, że mogę grać w reprezentacji Polski. - Nie rozmawiał pan z kolegami, choćby z pana GKS-u Tychy, dlaczego nie chcą grać w kadrze? - Nie rozmawiałem z chłopakami na ten temat, bo wiedzą, że ja chcę grać w kadrze, a ich stanowisko jest inne. Co ja mogę zrobić? - Widział pan Austriaków w akcji? - Tak. Jeszcze przed turniejem mówiłem, że trzy zespoły, które do nas przyjadą, są bardzo wyrównane i prezentują dobry poziom. Mamy nadzieję, że uda się pokonać Austriaków przed mistrzostwami świata i tym samym sprawić niespodziankę. Rozmawiał w Sanoku Mirosław Ząbkiewicz