Na pewno będzie chciała Rosja, ale kandydatów jest więcej. Rosjanie zmontowali bardzo silną ekipę na czele z dwoma "strzelbami": Aleksandrem Owieczkinem i Ilią Kowalczukiem (w sumie 117 goli w sezonie zasadniczym NHL) oraz Sergiejem Fiedorowem. Kanadyjczycy mają m.in. Erica Staala, Dany'ego Heatley'a i Ricka Nasha. Zdaniem komentatorów właśnie te dwie ekipy powinny rozdzielić pomiędzy siebie medale z najcenniejszych kruszców. Za gospodarzami przemawia własny lód, ale patrząc w statystyki MŚ, ostatnio nie pomaga w sięganiu po główne trofeum. Po raz ostatni u siebie wygrali Rosjanie, a że było to 22 lata temu, to występowali jeszcze pod szyldem ZSRR. Na lodowiskach w miastach Quebec i Halifax liczyć będą się z pewnością także ekipy Czech i prowadzącej w rankingu Szwecji. Wilcze apetyty mają Amerykanie. Wprawdzie wystawili młody skład, ale nie można ich lekceważyć. Obecność Teemu Selanne w składzie Finlandii najlepiej świadczy o tym, w co mierzą aktualni wicemistrzowie świata (przed rokiem przegrali finał z Kanadą 2:4). - Rozegrałem tylko 32 spotkania w tym sezonie i czuję, że spokojnie mogę wystąpić w mistrzostwach - powiedział fiński gwiazdor, którego "Kaczory" z Anaheim szybko straciły szansę na obronę najcenniejszego hokejowego trofeum. - Wiadomo, że Puchar Stanleya to największa rzecz, o jaką w hokeju się walczy i najtrudniejsza rzecz, jaką można zdobyć - przyznał Selanne, dodając jednak, że nie ma jeszcze w swoim dorobku złotego medalu MŚ, dlatego turniej w Kanadzie jest dla niego wielkim wyzwaniem. Według lidera Finów największymi faworytami są Kanadyjczycy, ale: - Bardzo trudno wygrać mistrzostwa u siebie - ocenił, przypominając, że napięcie spowodowane grą przed własną publiką może sparaliżować nawet największych. Doskonale wie o czym mówi, bo dwukrotnie walczył w MŚ we własnym kraju i ani razu nie stanął wówczas na podium. - To było prawie jak zoo! - barwnie opisywał atmosferę na trybunach. Atmosfera w fińskim zespole nieco popsuła się po tym, jak Joni Pitkanen oświadczył, że nie przyjedzie na mistrzostwa z powodu kontuzji. - Nie przystawię rewolweru do głowy żadnego z zawodników, aby zmusić go do gry w reprezentacji - grzmiał wściekły trener Finów Doug Sheddon. - Jeśli gość jest kontuzjowany i nie chce tu być, to my też go nie chcemy - powiedział, jasno dając do zrozumienia, że nie wierzy w nagły uraz świetnego obrońcy Edmonton Oilers. Wszystko wskazuje na to, że słabsi będą nasi południowi sąsiedzi - Słowacy. Trener Julius Supler oparł skład na hokeistach występujących w Europie.