INTERIA.PL: Trener Rudolf Rohaczek uznał cię najlepszym hokeistą play offów. Nic, tylko pogratulować. Rafał Radziszewski, bramkarz Comarch/Cracovii: W tym roku praktycznie broniłem cały sezon sam, więc tych meczów trochę było i pozostaje tylko się cieszyć z pochwał trenera. Co zdecydowało o zdobyciu mistrzostwa Polski przez "Pasy"? - Na pewno dobrze graliśmy w defensywie, popełnialiśmy mało błędów, cała drużyna pracowała nad tym, abyśmy tracili mało bramek. W play offach w jednym meczu maksymalnie straciliśmy trzy gole - to bardzo dobry wynik. Na pewno dużym wzmocnieniem dla nas był atak Dvorzaka z Kostuchem i Martynowskim. Oni zdobyli wiele bramek. Poza tym, co roku mamy praktycznie ten sam skład, a ważne jest, by nim za bardzo nie rotować. Od pierwszego mistrzostwa jakie zdobyłem z "Pasami", skład się oczywiście zmienił, bo dochodzili nowi hokeiści, ale taka jest kolej rzeczy. Gdzie zagrasz w przyszłym sezonie? - Kontrakt z Cracovią mam ważny do końca miesiąca. Zobaczymy czy będą ze mną prowadzone rozmowy w tej kwestii. Jeżeli tak, to na pewno poważnie podejdę do tej sprawy. Tu jest świetna atmosfera, bardzo dobra drużyna, firma Comarch nam pomaga i nie ma sensu stąd się ruszać. Z taką formą powrót do reprezentacji Polski powinien być niejako z automatu? - W tym roku dostałem tylko raz powołanie do kadry, więc nie wiem czy trener Pysz mnie powoła (powołał - przyp. red.). Jeżeli tak, to będę się starał pokazać z jak najlepszej strony. Będą sparingi, więc wszystko jest w moich rękach. Z Cracovią zdobyłeś już czwarte mistrzostwo. Smakuje tak samo jak poprzednie, czy popada się w rutynę, przyzwyczaja do tego? - Nie ma żadnej rutyny, sukcesy ciągle cieszą mnie bardzo. Może poza pierwszym tytułem, który dał najwięcej satysfakcji, ten smakuje najbardziej. W tym sezonie w lidze było pięć bardzo równych drużyn i każdej się obawialiśmy. Chyba po raz pierwszy się zdarza, że najlepsza drużyna po sezonie zasadniczym zdobywa mistrzostwo Polski, więc tym bardziej to cieszy. Jak to się stało, że po niezwykle wyrównanych bojach z GKS-em Tychy w sezonie zasadniczym zmiażdżyliście tego rywala w finale play-off? Psychika, przygotowanie fizyczne? - Największe znaczenie miał pierwszy pojedynek finałowy. Szczególnie przy takim układzie spotkań - jedno u siebie, a dwa na wyjeździe, nawet biorąc po uwagę bonusa, to ewentualna porażka w nim stwarzała bardzo trudną sytuację. Zagraliśmy jednak naprawdę świetnie, to był chyba nasz najlepszy mecz w sezonie i wygraliśmy go pewnie 8-1. Na pewno to podłamało Tychy, a nas podbudowało. Tak samo drugie spotkanie - wysoko wygrane przez nas w Tychach (7-3). W trzecim, po dwóch zwycięstwach w wysokich rozmiarach, zaprezentowaliśmy się gorzej, ale je także chcieliśmy wygrać. W niedzielę triumfowaliśmy jednak pewnie przy komplecie publiczności i możemy się cieszyć z mistrzostwa Polski. Profesor Filipiak snuje plany o występach w silniejszej lidze - austriackiej bądź słowackiej. Co ty na to? - Na pewno to byłoby dobre dla zawodników, bo gra w lepszej lidze podnosi umiejętności. I gdyby po roku gry np. w Austrii drużyna z powrotem przystąpiłaby do PLH, to z pewnością prezentowałby się lepiej. Nie zapominajmy jednak, że z powodu dalekich wyjazdów ewentualne występy w Austrii wiązałyby się dla klubu ze sporymi wydatkami.