- Poczułem, że dostałem crossa w plecy, więc nie mogłem pozostać dłużny. A później to już się zaczęło - opowiada nam obrońca tyszan, eks-pasiak Grzegorz Piekarski, który stoczył pojedynek na pięści z Czechem broniącym barw Cracovii, Romanem Hlouchem. Grzegorz przez bójkę ostatnie sekundy meczu z karą meczu na koncie spędził za boksami, kukając na to, co się dzieje na lodzie. Gdy pięści poszły w ruch, kibice mieli radochy co niemiara. Jakby wcześniejsze wydarzenia nie dostarczały im wystarczających emocji. A działo się nie mało! Niesamowite jak na Polskę tempo, wspaniałe parady bramkarskie, nie brakowało gry ciałem i ostrych starć pod bandą. Odzyskujący wielką formę napastnik tyszan Adrian Parzyszek miał sporo do powiedzenia sędziemu Maciejowi Pachuckiemu z Gdańska. - Jak tu do niego nie gadać, skoro chciał wysłać na karę Michała Woźnicę, który w momencie popełnienia faulu spokojnie siedział w boksie - nie mógł się nadziwić jeszcze po meczu "Adik". Z drugiej strony, sędziowanie w PLH jest dokładnie takie samo, jak zarząd PZHL-u - mizerne. Całe szczęście, że przynajmniej poziom ligi bije na głowę obydwa zjawiska. Tyszanie mają ostatnio świetny okres. Najpierw pobili Cracovię w walce o Puchar Polski, później pokonali mistrza Polski Wojasa/Podhale, a w piątek ograli lidera na jego lodzie! - Ten mecz był dla nas, jak ostatni dzwonek. Wiedzieliśmy, że na wypadek porażki nie mamy co marzyć o wyprzedzeniu Cracovii przed play-offem - opowiadał Adrian. - I dzięki Bogu jakoś nam się układa gra z "Pasami" w tym sezonie. Mam nadzieję, że nie inaczej będzie w finale, w którym się możemy spotkać. - Mamy mocniejszy zespół od Cracovii, a na dodatek w meczach o podwyższonej stawce potrafimy się mobilizować. Wtedy każdy daje o te kilka, kilkanaście procent więcej, niż normalnie - nie ukrywał Grzegorz Piekarski. - Cel mamy jasny i prosty - mistrzostwo Polski - mówi rozpromieniony Parzyszek. - W przerwie przed drugą tercją odbudowaliśmy się psychicznie. Wcześniej paraliżował nas nieuzasadniony strach. Gdybyśmy go nie pokonali, to wynik byłby odwrotny - podkreślał szkoleniowiec GKS-u Wojciech Matczak podczas gdy Rudolf Rohaczek z Cracovii żałował, że jego podopieczni nie utrzymali do końca wyniku 1:0. - Przez głupotę i błędy indywidualne przegraliśmy ten mecz. Dwie bramki ma na sumieniu Csorich. Na dodatek zupełnie nie wyszły nam przewagi - komentował Rudi. Jedno jest pewne - ani Cracovia, ani Tychy nie powiedziały jeszcze ostatniego słowa. Michał Białoński, Kraków