Takie stanowisko hokejowej centrali spotkało się z ostrą reakcją Krzysztofa Oliwy. - To jakaś paranoja, by miesiąc przygotowywać się do imprezy i przerywać rozgrywki ligowe. W PZHL marketing polega na tym, by ukarać drużynę, zawodnika karą pieniężną i w ten sposób zmniejszyć wobec nich dług. Straszy się Różańskiego karą 1000 zł, a PZHL jest mu winny 3000 zł. Czy to nie komiczne? Ktoś z góry powinien się bliżej przyjrzeć, na jakiej zasadzie działa PZHL - powiedział Oliwa na łamach "Życia Warszawy". - Młodym działaczom z Podhala nie podoba się, że przerwaliśmy rozgrywki, aby kadra mogła dobrze przygotować się do turnieju w Rydze. A zwycięzca tych zawodów wystąpi w turnieju olimpijskim w Turynie. Nowotarscy działacze dążyć będą teraz do zwołania nadzwyczajnego zjazdu PZHL - tłumaczył prezes PZHL, Zenon Hajduga. Oliwa zamiast do Oświęcimia wybiera się z zespołem Podhala na Węgry. Ponadto hokeista stwierdził, że PZHL jest mu winne 5 tysięcy dolarów za grę w reprezentacji w 2002 roku. - Dla nas to nowość. Nie mamy żadnych zaległości z tego roku. Jesteśmy winni Oliwie 7,5 tys. zł, ale to zwrot kosztów za bilet dla jego narzeczonej (ok. 6 tys zł). Byliśmy zaskoczeni takim żądaniem, ale się zgodziliśmy. Reszta to premia 1500 zł za wygranie turnieju preeliminacyjnego do igrzysk. Innych zobowiązań wobec niego nie mamy - podkreślił Hajduga.