Brytyjczycy są niżej notowani w rankingu od nas, ale są dobrze zorganizowani i łatwo "ugryźć" się ich nie da. Podczas mistrzostw świata w Innsbrucku też męczyliśmy się z nimi strasznie, by odetchnąć z ulgą dopiero po karnych. - To naprawdę ciężki rywal. Grają twardy, destrukcyjny hokej, nastawiony na rozbicie przeciwnika, dlatego myślę, że nie ma się czego wstydzić - przekonywał środkowy pierwszego ataku Krzysztof Zapała, strzelec drugiego gola dla biało-czerwonych. - Cieszymy się ze zwycięstwa w karnych, choć mogliśmy wygrać 3:1. Jednak nie udało się wykorzystać żadnej z kilku dobrych okazji w końcówce meczu. - Czy spadł mi kamień z serca? Pewnie, że jakiś stres był. Gramy u siebie, wiadomo, jakie są oczekiwania, ale myślę, że coraz lepiej to wygląda - zapewniał "Kazek". - Wielu rzeczy jeszcze nie zrobiliśmy. Trzeba popracować nad grą w przewadze, w osłabieniu. Sporo jest do poprawy, ale myślę, że zmierza to w dobrym kierunku. Szwed wprowadził nowe metody pracy i nowego ducha do zespołu. Zawodnicy podkreślają, że w kadrze jest świetna atmosfera i mimo bariery językowej, z nowym trenerem bez problemu można się porozumieć. - Oczywiście, ma nasz szacunek, ale nie buduje barier między sobą a nami, tak jak robi to wielu innych trenerów - tłumaczył nowotarżanin. Z kolei Szwed chwalił zespół za to, że grał z pasją przez cały mecz. Wskazał na ostre starcie Adama Borzęckiego z wielkim Davidem Longstaffem, z którego górą wyszedł doświadczony polski obrońca. - Ta sytuacja dodała wiary całemu zespołowi i zachęciła do walki - stwierdził Ekroth. Trener "Wyspiarzy" Paul Thompson całkowicie zgodził się z opinią Ekrotha, że chociaż biało-czerwoni byli zdecydowanie lepsi w drugiej tercji, to w trzeciej Brytyjczycy zasłużyli na gola. - Jestem zadowolony z gry mojego zespołu, bo mocno postraszyliśmy dzisiaj Polskę. Postaramy odbudować się przed piątkowym meczem z Japonią - powiedział. To, z jakimi wynikami Anglicy przeegzaminują Japończyków, da nam pewne wyobrażenie o rzeczywistej sile teoretycznie najtrudniejszych naszych rywali. Na podstawie ich pierwszego meczu wygranego 7:0 wiemy jedynie jak słabi są Rumuni - najbliżsi przeciwnicy biało-czerwonych. W piątkowy wieczór czeka naszych reprezentantów nie tyle test z umiejętności, co z koncentracji. Mariusz Czerkawski, team leader naszej kadry mocno przeżywał mecz z Brytyjczykami i wcale nie rozluźnił się pytany o możliwy scenariusz meczu "Orłów" z Rumunią. - Musielibyśmy porozmawiać z nimi czy zwycięstwo z Wielką Brytanią w karnych spowoduje, że będą podbudowani i pójdą do przodu, czy też przyjdzie rozluźnienie, bo gramy z Rumunią i możemy włożyć osiemdziesiąt procent umiejętności czy serca. Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie - powiedział pierwszy Polak w NHL. "Mario" zapytany co w pierwszej kolejności trzeba poprawić, wskazał na to, że za łatwo łapiemy kary. - Żeby wygrać mecz musimy być na lodzie, a nie na ławce kar - powiedział przypominając, że przepisy zmieniają się i sędziowie są coraz bardziej drobiazgowi. Mimo wszystko z Rumunią powinniśmy wygrać. Może nie 7:0, ale z pewnością bez dogrywki czy (odpukać) karnych. Dlatego Panowie, nie musi być pięknie, byle do przodu! Mirosław Ząbkiewicz, Sanok