W niedzielny wieczór świętowanie zaczęło się w domach, barach i restauracjach, gdzie miliony Finów oglądało telewizyjną transmisję z meczu. Potem szybko przeniosło się na ulice. Najbardziej zagorzali kibice w euforii, w deszczową pogodę i przy kilkustopniowej temperaturze, odbyli nocną kąpiel w słynnej helsińskiej fontannie wokół przedstawiającej nagą kobietę statuy "Havis Amanda". Jak podała po północy helsińska policja, w centrum miasta zebrało się już tysiące ludzi i przybywa ich coraz więcej. "Nie przyjeżdżajcie tu samochodami!" - przestrzegali funkcjonariusze, szacując, że na samym rynku świętowało 10 tys. ludzi. Dla Finlandii to trzeci złoty medal w historii (wcześniej w 1995 r. i 2001 r.). Policja, pamiętająca szalone świętowanie helsińczyków sprzed lat, już wcześniej poinformowała, że zwiększy liczbę patroli w niedzielę i poniedziałek, kiedy spodziewane jest huczne przywitanie ″złotej drużyny″. W nocy na ulicach kibice skandowali imię kapitana reprezentacji Marko Anttili, który strzelił dwie bramki Kanadzie i przez cały turniej prowadził drużynę do złota. Niedzielny finał mistrzostw świata przyciągnął we wszystkich fińskich mediach równie dużą (o ile nie większą) uwagę, co trwające wybory do Parlamentu Europejskiego. "Nieprawdopodobne stało się prawdą. Dziękuję i gratulacje dla drużyny o dużym sercu" - napisał na Twitterze prezydent Sauli Niinisto, wielki miłośnik hokeja, który już po wygranej w półfinale z Rosją zastanawiał się, czy w niedzielny wieczór w telewizji oglądać studio wyborcze, czy mecz. W Finlandii hokej na lodzie jest sportem narodowym, ale jak podkreśla prasa, ten trzeci złoty medal smakuje "szczególnie", a dla niektórych komentatorów jest "sensacją wszech czasów". Wszyscy podkreślają zgodnie - mistrzostwa wygrała drużyna, która jeszcze przed turniejem określana była jako jedna z "najsłabszych w historii", czy "anonimowa", która w składzie zamiast wielu gwiazd najsilniejszej ligi świata NHL miała hokeistów z krajowych i europejskich klubów, debiutantów w reprezentacji i juniorów. W drodze po złoto fińskie "Lwy", "skazywane na pożarcie", same "pożarły" inne wielkie reprezentacje: po kolei Kanadę (dwukrotnie, na początek w grupie i na koniec w finale), poprzednich mistrzów świata - Szwedów oraz Rosjan mierzących w złoto, a którzy ostatecznie musie zadowolić się brązem. W nocy symboliczny pomnik cara Aleksandra II na głównym placu w Helsinkach przed słynną białą katedrą (Tuomiokirkko) kibice przykryli fińską flagą. Zabawa trwała nie tylko w stolicy, ale także w wielu innych miastach, m.in. w Tampere w środkowej części kraju, czy w Rovaniemi na północy. Z Helsinek Przemysław Molik