"Laszka" miał pecha pod bramką. W III tercji mógł zdobyć honorowego gola, ale stojąc przed pustą bramką z bekhendu przeniósł krążek nad poprzeczką. - Na pewno nie było tak, że po szesnastu wygranych z rzędu zabrakło nam głodu zwycięstw. Chcieliśmy, może aż za bardzo. Dlatego się nie udawało - analizował Leszek. - Poza tym ich bramkarz miał dzień konia. Najlepszy napastnik polskiej ligi musiał dzisiaj też stanąć do walki wręcz z Arturem Gwiżdżem. - Trzeba było bratu pomóc. Cała Polska wie, jak grają Krzak z Gwiżdżem. Przy nich musisz mieć oczy dookoła głowy, bo nigdy nie wiesz z której strony zostanie wyprowadzony cios - opowiada nam Leszek. Michał Białoński, Interia.pl