Chmielewski podkreśla, że środki bezpieczeństwa, jakie wprowadzono w Czechach, są bardziej rygorystyczne niż w Polsce. - Jest nakaz noszenia maseczek na twarzy, gdy wychodzi się z domu. W sklepach od godziny ósmej do dziesiątej mogą pojawiać się tylko osoby powyżej sześćdziesiątego roku życia. Czesi zareagowali szybko i liczę, że szybko z tego wyjdą, bo starają się przestrzegać wprowadzonych przepisów. Wprowadzono też bardzo surowe kary za łamanie zasad kwarantanny. W Polsce jest to 30 tysięcy złotych, a tutaj - w przeliczeniu na złotówki - 500 tysięcy - podkreślił. Wychowanek Stoczniowca Gdańsk przyznał, że głównym powodem pozostania w Trzyńcu na czas epidemii był fakt, że ma tutaj domek z ogródkiem. - Możemy tam bezpiecznie spędzać czas z dziećmi, to taki nasz azyl. Wiadomo, że dzieci czasem dają w kość, ale mam teraz okazję spędzić z nimi więcej czasu na zabawach, więc są zadowolone, choć my z żoną bardziej zmęczeni - wyjawił. Mimo że sezon hokejowy został zakończony, Chmielewski cały czas ćwiczy zgodnie z planem opracowanym przez sztab szkoleniowy. - Nie mogę sobie pozwolić na cztery miesiące bez ruchu. Nie mam w domu jakiegoś specjalistycznego sprzętu do ćwiczeń. Mam za to dwudziestokilogramowy odważnik w postaci córki, która z tych wspólnych treningów czerpie ogromną radość. Proszę mi wierzyć, że najlepszego sportowca świata może zmęczyć trening z takim obciążeniem, nie trzeba dodatkowo dźwigać sztangi - zażartował. Chmielewski przeszedł to zespołu z Trzyńca w 2014 roku z Comarch Cracovii i systematycznie budował swoją pozycję w tym czołowym czeskim klubie. W 2019 roku świętował mistrzowski tytuł. W momencie przerwania obecnych rozgrywek Ocelarni byli sklasyfikowani na drugim miejscu w tabeli. - To był obiecujący sezon dla mnie i dla drużyny. Strzeliłem jedenaście bramek i zaliczyłem tyle samo asyst. Miałem też bardzo udany występ w Pucharze Spenglera w Szwajcarii. Zajęliśmy tam drugie miejsce, a ja zostałem wybrany do drużyny gwiazd. To było dla mnie spore wyróżnienie. Szkoda, że ten sezon nie został dokończony, bo mieliśmy nadzieję, że uda się obronić tytuł. Decyzja o zakończeniu rozgrywek była jednak słuszna - podkreślił Chmielewski, który miał przez ostanie trzy miesiące okazję grać razem ze znanym kanadyjskim hokeistą polskiego pochodzenia Wojciechem Wolskim. - Wojtek wrócił do Kanady jednym z ostatnich samolotów. Musiał to zrobić, bo w przeciwnym wypadku nie miałby możliwości dołączenia do swojej rodziny. Jego transfer był dużym wzmocnieniem naszego zespołu. To świetny gracz. W meczach play off na pewno bardzo by nam pomógł i może udałoby się wywalczyć ponownie mistrzostwo - ocenił. Podsumowując zakończony już sezon Chmielewski zwrócił też uwagę na ogromny sukces reprezentacji Polski, która w lutym wygrała w kazachskim Nur-Sutłtanie pierwszy turniej kwalifikacyjny do igrzysk olimpijskich w 2022 roku. "Biało-Czerwoni" pokonali tam 3-2 znacznie wyżej notowaną reprezentację gospodarzy. - Zrobiliśmy wielką niespodziankę, zwłaszcza że nie graliśmy w optymalnym składzie. Szkoda, że musiano odwołać mistrzostwa świata Dywizji 1B w Katowicach, bo kolejny rok spędzimy na trzecim poziomie. To nie jest miejsce dla polskiej reprezentacji, chcemy jak najszybciej wydostać się stamtąd - zadeklarował. Polacy pod koniec sierpnia mają zagrać w decydującym o awansie na igrzyska turnieju w Bratysławie, gdzie ich rywalami będą: Słowacy, Austriacy i Białorusini. Chmielewski ma jednak spore wątpliwości, czy ten turniej zostanie rozegrany w zaplanowanym terminie. - Wydaje mi się, że międzynarodowe rozgrywki, jak na przykład Liga Mistrzów czy turnieje kwalifikacyjne od igrzysk, nie ruszą w sierpniu. Dobrze byłoby, aby wystartowały rozgrywki ligowe w poszczególnych krajach. Oczywiście to jest tylko moje przypuszczenie. Do sierpnia jest jeszcze trochę czasu - podkreślił. Chmielewski jeszcze nie wie, gdzie będzie grał w przyszłym sezonie, gdyż jego kontrakt z Ocelarzi skończył się. - Jestem w trakcie rozmów na temat nowej umowy. Zobaczymy, jak się to potoczy. Mam różne propozycje, ale w Trzyńcu czuję się dobrze i jestem w dobrym miejscu - podkreślił. Grzegorz Wojtowicz