Polska serię gier towarzyskich rozpoczęła niemal miesiąc temu. W Krynicy-Zdroju nasza reprezentacja dwukrotnie łatwo i pewnie pokonała Węgrów - 5:2 i 6:2, którzy kilka dni temu wywalczyli znowu awans do przyszłorocznych MŚ Elity. Wraz z każdym kolejnym spotkaniem rósł stopień trudności. Dwa mecze w Bytomiu ze Słowenią były szybkie i twarde, ale przegrane - 0:2 i 1:3. To ekipa, która tak, jak Węgrzy, awansowała ponownie do Elity. Potem były sparingi z Wielką Brytanią i Słowacją, a na koniec, już przed samym turniejem w Czechach, formę podopiecznych Roberta Kalabera sprawdzili Duńczycy. Twardy początek Polaków. Faworyci dali się zaskoczyć Dania w elicie gra od 2003 roku. Przed 20 lat dwa razy udało im się awansować do ćwierćfinałów, kilku hokeistów z tego kraju gra w NHL, a jako drużyna są zdecydowanie wyżej notowani od Polaków. Mimo to w Sosnowcu "Biało-Czerwoni" bardzo liczyli, że po serii porażek w końcu uda się przełamać złą passę i tuż przed mistrzostwami świata zanotować jakiś pozytywny rezultat, który mógłby dać nam powody do optymizmu. I w meczu z Danią polscy hokeiści wzięli sobie do serca jego słowa. Choć to Dania była faworytem, to w Sosnowcu "Biało-Czerwoni" zaczęli ze sporym animuszem, a przede wszystkim bardzo twardo w obronie. Nie powtórzyła się sytuacja ze starcia ze Słowacją, kiedy w zasadzie po kilku minutach było już po wszystkim. Teraz dobrze broniący Polacy przetrwali pierwszą część spotkania bez utraty gola, a kilka razy starali się zaskoczyć rywali. W drugiej tercji było jeszcze ciekawiej. Polacy, ośmieleni tym, że Duńczycy wcale nie są tacy groźni, przez długie minuty toczyli bardzo wyrównany bój z rywalami. Kilka razy Dawid Zabolotny musiał co prawda odbijać "gumę" po strzałach przeciwników i był z pewnością jedną z najjaśniejszych postaci w naszej ekipie, ale i duński bramkarz musiał być czujnym, bo i gospodarze tego spotkania starali się strzelać na duńską bramkę. Niestety, kiedy po raz pierwszy graliśmy w osłabieniu, Duńczycy w końcu znaleźli drogę do naszej bramki. Choć bliski skutecznej interwencji był Zabolotny, to krążek ostatecznie nieznacznie minął linię bramkową i Alexander True mógł cieszyć się ze zdobytego gola. Polacy łapią kontakt Trzecia tercja zaczęła się dla nas najgorzej, jak to tylko możliwe, bo już w 42. minucie przegrywaliśmy 0:2. Po strzale jednego z rywali krążek odbił się jeszcze od Patryka Wronki i spadł pod nogi Mikkela Aagaarda, który z najbliższej odległości skierował ją do bramki Polaków. Nasza drużyna z kolei odpowiedziała w najlepszy możliwy sposób, bo po czterech minutach zdobyła kontaktowe trafienie. Po składnej, dwójkowej akcji Jakuba Wanackiego i Bartosza Fraszko ten drugi wpakował krążek do siatki i już tylko jedna bramka dzieliła nas od Duńczyków. Niestety na cztery minuty przed końcem meczu rywale znów nam odjechali. Tym razem sposób na pokonanie Zabolotnego znalazł Fisker Molgaard i Dania ponownie wyszła na dwubramkowe prowadzenie. I mimo wielu prób Polaków w końcówce, nie udało nam się odrobić strat i przegraliśmy ten mecz 1:3. Porażka z Danią Polakom wstydu nie przynosi, szczególnie, że fragmentami naprawdę graliśmy jak równy z równym, a Robert Kalaber mógł mieć powody do zadowolenia, choć ponownie zdarzały się momenty dekoncentracji, bardzo kosztowne dla naszej drużyny. Zdecydowanie najsłabszym elementem były... stroje obu ekip, ponieważ jedni i drudzy grali w biało-czerwonych barwach i dla kibiców oglądanie tego spotkania było mocno utrudnione. Polska - Dania 1:3 (0:0, 0:1, 1:2)