Bohaterem meczu rozgrywanego w Metro Center w Halifaksie był niesamowity napastnik ekipy "Klonowego Liścia" Daniel Heatley, który strzelił dwa gole. Trzeba przyznać, że Amerykanie dzielnie się przeciwstawiali faworytowi. Zazwyczaj MŚ traktują po macoszemu, gdyż w USA nie przywiązuje się do nich zbyt wielkiej wagi. W odróżnieniu od Pucharu Świata, czy olimpiady, "Jankesi" wysyłają na czempionat kadłubowy skład, który najczęściej nie liczy się w walce o medale. W starciu z Kanadyjczykami Amerykanie pokazali jednak bojowe oblicze. Najwyraźniej bokiem już im wychodzą gadki w stylu, że "ojczyzną hokeja jest Kanada i tylko w tym kraju umieją grać", czy "kluby NHL z USA mocne są tylko dlatego, że mają kasę". "Jankesów" nie załamało nawet to, że już w 18. sekundzie II tercji przegrywali 0:3. W niespełna trzy minuty złapali kontakt bramkowy, a później - w III tercji Jason Pominville w przewadze liczebnej wyrównał na 4:4. Czas płynął, gospodarze nacierali, ale często pod bramką Craiga Andersona trzęsły im się ręce. O rozstrój nerwowy siebie i kibiców przyprawił w końcówce Jason Chimera, który nie trafił na pustą bramkę z zaledwie dwóch metrów! Do dogrywki jednak nie doszło, gdyż z klonowym liściem na piersiach jeździ na łyżwach napastnik taki, jak Dany Heatley. To on po kontrze trzechy na dwóch z Getzlafem i Nashem wypalił bez przyjęcia krążka pod poprzeczkę. 11 tys. ludzi o mały włos nie oszalało z radości, choć to dopiero mecz grupowy. Gol Dany'ego nie oznaczał końca emocji. USA wycofały bramkarza i przez ostatnie 25 s atakowały w sześciu na czterech(jeden z Kanadyjczyków odsiadywał karę). Cam Ward między słupkami był niewzruszony jak skała. Nikt go już nie pokonał. Hokejowe MŚ gr. A w Kanadzie Kanada - USA 5:4 (2:0, 1:2, 2:2) Bramki: 1:0 Burns (8:26), 2:0 Heatley (19:49), 3:0 Toews (20:18), 3:1 Parise (20:52), 3:2 O'Sullivan (23:08), 4:2 Roy (43:29), 4:3 Brown (45:18), 4:4 POminville (46:54 w przewadze), 5:4 Heatley (59:13).