Początek igrzysk nie zapowiadał dla niego happy endu. Anttili mogło się wręcz wydawać, że będzie to.... najgorszy turniej w jakim wziął udział. Marko Anttila, człowiek z opowieści o Muminkach Wszystko dlatego, że pierwszy tydzień w Pekinie spędził w izolacji. Powodem oczywiście pozytywny wynik testu na koronawirusa. Odizolowany został także bramkarz Jussi Olkinuora. - Czułem, że jako zespół możemy osiągnąć tutaj coś wielkiego. Podczas izolacji nudziłem się, nie miałem objawów. Chorowałem miesiąc przed igrzyskami. Chciałem jak najszybciej wrócić na lód i spełniać marzenia, cieszyć się grą. Z drugiej strony nie wiedziałem jak będę czuł się po izolacji - przyznał Marko Anttila. Okazało się, że... czuł się świetnie. Finlandia, jako jedyny zespół w olimpijskim turnieju nie przegrała żadnego meczu. Duża w tym zasługa właśnie Anttili, nazywanego "Buką"- to od mrocznej, podobnej do skały istocie o potężnej posturze z kultowej opowieści o Muminkach. Na północy straszone są dzieci. Fin, rzeczywiście jest potężnej postury, mierzy bowiem dwa metry... Podczas izolacji Anttila robił co mógł żeby nie stracić fizycznej formy. Wykonywał pompki i przysiady w pokoju hotelowym podczas gdy reszta zespołu przyzwyczajała się do lodu w National Indoor Sports Center. - Kiedy Marko wrócił do nas po izolacji, wiedzieliśmy, że ma wystarczająco dużo czasu, żeby nadrobić braki fizyczne - mówił selekcjoner Jukki Jalonen, którego współpraca z hokeistą układa się nienagannie od lat. Tak było. Antilla wbił bramkę zaraz po powrocie, w meczu z Łotwą, ustalając wynik na 3-1. Marko Anttila nie pierwszy raz gnębi Rosjan Wielkie chwile hokeista przeżył w finale. Anttila przyczynił się do decydującego o zdobyciu mistrzostwa olimpijskiego gola. W meczu z Rosyjskim Komitetem Olimpijskim po jego strzale w 31. sekundzie trzeciej kwarty, w ostatniej chwili tor lotu krążka zmieni jeszcze Hannes Bjorninen i to na jego konto poszła zwycięska bramka. "Anttila kolejny raz zniszczył marzenia Rosjan - napisał największy fiński dziennik "Helsingin Sanomat". Kolejny, bo w półfinale mistrzostw świata, które w 2019 roku odbyły się w Bratysławie, Finlandia zwyciężyła Rosję 1-0 po bramce właśnie Anttii. Finowie poszli wtedy za ciosem. W finale z Kanadyjczykami, zakończonego rezultatem 3-1, bohater tego tekstu zdobył dwa gole. Po pierwszej tercji Finowie przegrywali jeszcze 0-1; Anttila w drugiej zdobył gola wyrównującego, a potem w trzeciej - gola dającego prowadzenie. Teraz jest jednym z dziesięciu fińskich hokeistów, którzy mogą poszczycić się oboma tytułami. - Czułem ogromną ekscytację i była to ekscytacja rzadkiego rodzaju - mówił Anttila w Pekinie. Selekcjoner Jukki Jalonen i koledzy nie szczędzą mu słów uznania. - Marko był wielkim liderem, inspirował nas. Dzięki niemu odnieśliśmy sukces - przyznał obrońca Sami Vatanen. Finowie zauważają, że ich sukces docenili Szwedzi, do których lubią się porównywać. Finlandia przez stulecia stanowiła część Szwecji, ale traktowana była jako ta gorsza część królestwa. "Helsingin Sanomat" podkreślił, że wielki szwedzki dziennik "Aftonbladet" informował o złocie Finów w eksponowanym miejscu na własnej stronie internetowej, według Szwedów fiński napastnik został w ojczyźnie wyniesiony wręcz do statusu świętego.