Po dwóch oczekiwanych zwycięstwach z Litwą i Estonią nadeszła seria trzech porażek. Oczekiwanych - z Ukrainą i Kazachami, a także nieoczekiwana - z Wielką Brytanią, która kosztowała nas degradację, jeśli na majowym kongresie w Bratysławie IIHF zatwierdzi planowaną reformę. Wiedziałem, że od dawna ta wspaniała dyscyplina dołuje w kraju nad Wisłą, ale nie sądziłem, że tak szybko doczekamy hokejowych Orłów w trzeciej lidze. Wszystko na to wskazuje, że za rok nie będziemy walczyć o awans do elity, tylko o powrót do silniejszej grupy I Dywizji. W rankingu światowym za nami już tylko hokejowa egzotyka (poza Litwą, Estonią i Holandią niebezpiecznie się zbliża Chorwacja, Rumunia, Hiszpania, a nawet Australia). Tak naprawdę sięgnęliśmy dna, więc jest się od czego odbić. Dlaczego jest tak źle? Jeśli w piłce narzekamy na brak usystematyzowanego szkolenia młodzieży, to w hokeju jest jeszcze gorzej o tyle, że tutaj liczba adeptów hokejowego rzemiosła odpowiada liczbie klubów piłkarskich. Selekcji nie ma prawie żadnej. Sprowadza się do tego, że każdy, kto w miarę dobrze jeździ na łyżwach i nieźle operuje kijem jest powoływany. Wiktor Pysz i jego poprzednicy wybierali 23-osobową kadrę spośród grona 30-40 nadających się do niej zawodników. Reprezentanci Polski narzekali przed turniejem, że Pysz organizuje im za długie, niemal dwugodzinne treningi. Ale akurat przygotowanie fizyczne było mocną stroną "Biało-czerwonych". W III tercji potrafili zepchnąć do obrony nawet silny Kazachstan, który wygrał turniej w Kijowie. Od momentu, gdy kariery pokończyli tacy zawodnicy jak Henryk Gruth, Marek Cholewa, Sebastian Gonera, Jacek Zamojski, Rafał Sroka i Tadeusz Puławski brakuje nam klasowych obrońców. Nie tylko broniących dostępu do bramki, lecz przede wszystkim potrafiących zawiązać akcję ofensywną. Na dodatek naturalizacja Słowaka Miroslava Zatki nie powiodła się, grającego w 2. Bundeslidze Adama Borzęckiego zatrzymała faza play-off, a najbardziej doświadczony defensor Jarosław Kłys doznał kontuzji podczas MŚ w Kijowie. - Najbardziej rzucił mi się w oczy brak klasowych obrońcy. Przez ostatnie lata defensywa opierała się na Borzęckim. On wychodził na przewagi i osłabienia, potrafił mocno uderzyć na bramkę, w kryzysowych momentach niemal nie schodził z lodu. Teraz go zabrakło i powstała dziura - zauważył Tadeusz Puławski, były obrońca Podhala i reprezentacji Polski. "Bramkarze nie pomogli" Jak poradzili sobie w Kijowie bramkarze? Rafał Radziszewski świetnie się spisywał zwłaszcza w I tercji spotkania z Ukraińcami, gdy bronił grad strzałów w okresie przewagi liczebnej gospodarzy. W rozgrywanym dzień później meczu z Kazachstanem Wiktor Pysz postawił jednak na Przemysława Odrobnego, który ma tendencję padania na kolana przed oddaniem strzału. Doświadczeni Kazachowie wykorzystali to posyłają dwukrotnie krążek pod poprzeczkę, a najważniejszy - trzeci gol (doprowadziliśmy do stanu 2-3) padł po ewidentnym błędzie "Wiedźmina". - Prawda jest taka, że bramkarze nie pomogli nam na tym turnieju - uważa Gabriel Samolej, bohater meczu Kanada - Polska z igrzysk w Calgary, a także były bramkarz Podhala, Polonii Bytom i Unii Oświęcim, który z oświęcimianami zajął szóste miejsce w Europie. - Słyszałem zarzuty, że na kadrze nie było trenera bramkarzy. Z jednej strony można wskazać, że przecież Radziszewski i Odrobny w klubach, gdzie spędzają znacznie więcej czasu też ich nie mają. Z drugiej jednak, nic by się nie stało, gdyby na miejsce jednego z asystentów Lehocky - Słowakiewicz Wiktor Pysz zatrudnił fachowca od bramkarzy - dodaje Samolej. Kto pokaże i zasponsoruje tę ligę Jedno jest pewne - po spadku do światowej trzeciej ligi PZHL będzie miał jeszcze trudniej znaleźć sponsora dla polskiego hokeja i telewizję, która zechce transmitować Polską Ligę Hokejową. Bez strzykawki nowej gotówki źle pojęta zaradność większości klubowych prezesów będzie polegała na tym, że przy budowie składów znowu podpiszą kontrakty na wirtualne pieniądze, których nigdy mieć nie będą. Pamiętam jak rok temu Milan Baranyk był w siódmym niebie, bo Zagłębie Sosnowiec przystało na jego wszystkie warunki. I to w momencie, gdy wszystkim swoim hokeistom zalegało spore kwoty. Finał był taki, że już jesienią ze sporymi zaległościami płacowymi "Baran" odszedł z Sosnowca, a teraz swoich praw dochodzi w sądzie. Sytuacja, którą obserwujemy obecnie jest pokłosiem zaniechań poprzedniego zarządu PZHL-u, który przespał najlepszy czas dla polskiego hokeja. Gdy Mariusz Czerkawski i Krzysztof Oliwa grali w NHL, wszystkie media informowały o ich poczynaniach. Teraz hokej na lodzie obecny jest tylko w nielicznych środkach przekazu. Zarząd Zenona Hajdugi nie potrafił też wykorzystać awansu do światowej elity, jaki Orły Wiktora Pysza wywalczyły w Grenoble 2001 roku. "Będzie sponsor i będzie telewizja, ale musi być awans do grupy A. Tak ciągle słyszymy" - powtarzał mi wielokrotnie Hajduga. Tymczasem gdy Pysz z hokeistami we Francji załatwiał awans do elity, prezes Hajduga z wiceprezesem Kazimierzem Woźnickim zatrudniali jego następcę - Frantiszka Vybornego. Gdy okazało się, że Polska awansowała, sam Vyborny wycofał się ze współpracy, nie chcąc wchodzić w drogę Pyszowi. Najważniejsze w tej opowieści jest to, że prezes Hajduga nie załatwił ani sponsora, ani telewizji, które obiecał po wejściu do światowej elity.