- Byliśmy najniżej notowanym zespołem w tym gronie - powiedział w "Super Expressie" nasz najlepszy hokeista, Mariusz Czerkawski. - W konfrontacji z Białorusią czy Łotwą na dziesięć meczów przegramy osiem, a nawet dziewięć. Miałem nadzieję, że właśnie to jedno zwycięstwo, na jakie nas stać, będzie miało miejsce w Rydze - dodał Czerkawski. Naszym hokeistom nie brakowało ambicji i zaangażowania, ale to było za mało na ekipy Łotwy, Białorusi i Słowenii. - Pokazaliśmy, że potrafimy walczyć, grać do końca. Mimo porażek, wyszliśmy z tej imprezy z twarzą. Kibice mogli zobaczyć, że jak równy z równym graliśmy z mocniejszymi przeciwnikami, potrafimy się zmobilizować. Myślę, że taką właśnie reprezentację wszyscy chcą oglądać. Brakuje nam międzynarodowego ogrania w dużych imprezach. W pierwszym meczu z Białorusią wyrównujemy na 2:2 i po dwóch minutach tracimy gola. Z Łotwą podobnie. Prowadzimy i 16 sekund później oni nam strzelają. Po prostu spalamy się psychicznie - ocenił Czerkawski, który uważa, że Krzysztof Oliwa jest potrzebny reprezentacji. - Wybraliśmy go na kapitana. Nie wyobrażam sobie reprezentacji bez niego. Krzysiek pokazał w Rydze, że potrafi walczyć do końca. Nie poddawał się. Był znakomicie przygotowany do gry. I, co ważne, budził też respekt u rywala. Gdybym się dowiedział, że trener pominął go przy powołaniu, robiłbym wszystko, aby pojechał z nami do Rygi - podkreślił. Teraz polskich hokeistów czeka walka o awans do światowej elity. Czy Czerkawski pojedzie na Węgry? - To zależy od tego, czy Djurgardens awansuje do play-off. Jeżeli nic nie stanie na przeszkodzie, pomogę reprezentacji - zakończył Czerkawski.