Słynny magazyn "Sports Illustrated" po tym spotkaniu - jedyny raz w swojej historii - nie zamieścił tytułu. Zdjęcie cieszących się Amerykanów po końcowej syrenie mówiło więcej niż jakiekolwiek słowa. Z kolei biuro sowieckiej agencji prasowej TASS w USA zostało zamknięte na 24 godziny. Dla Sowietów lepiej było nie informować towarzyszy z ojczyzny i bratnich krajów o niespodziewanej klęsce. Żadna forma przekazu nie ukryłaby frustracji po porażce. Inwazja na Afganistan wszystko zmieniła Do tego meczu mogło nie dojść. Co by się stało, gdyby ZSRR zbojkotowało igrzyska w Lake Placid? Niewiele brakowało. Międzynarodowy Komitet Olimpijski (MKOl) decyzję o zorganizowaniu igrzysk w 1980 roku, zimowych - w Lake Placid, letnich - w Moskwie, podjął sześć lat wcześniej. Oficjalny komunikat brzmiał: "decyzję podjęto jako symbol wzajemnego porozumienia". Trwała zimna wojna, ale w 1974 roku nastąpiła chwilowa odwilż w stosunkach amerykańsko-sowieckich. Rok później w Helsinkach odbyła się konferencja rozbrojeniowa w Helsinkach. W ZSRR i krajach bloku wschodniego trwały prześladowania, ale Stany Zjednoczone miały dość własnych problemów - kryzys gospodarczy spowodowany rosnącymi cenami ropy naftowej, społeczne reperkusje zakończonej wojny w Wietnamie. 28 grudnia 1979 roku rosyjskie media poinformowały, że ZSRR został "poproszony" o interwencję w Kabulu. Rozpoczęła się inwazja na Afganistan. Administracja Białego Domu oniemiała. Prezydent USA Jimmy Carter natychmiast ogłosił, że wolny świat musi pokazać ZSRR kto jest "globalnym sumieniem". Na cel Amerykanie wzięli sobie igrzyska w Moskwie. Prezydent nawoływał do bojkotu igrzysk. Izba Reprezentantów, jeszcze w styczniu 1980 roku, 386 głosami za przy 12 sprzeciwiających się, poparła głowę państwa. Badania wykazały, że bojkot popiera aż 75 procent Amerykanów. Ale przed Moskwą odbywały się igrzyska w Lake Placid. Co się stanie z zimowymi igrzyskami, które lada dzień miały się rozpocząć w stanie Nowy Jork? Wobec nieprzejednanej postawy Amerykanów ZSRR miało podstawy, by nie wystartować w lutym w USA. "Sowietskij Sport" sportowy organ komunistycznej władzy, zamieścił komentarz, w którym zapowiedział, że niezależnie od jakiejkolwiek decyzji Amerykanów w sprawie Moskwy radzieccy sportowcy pojadą na zimowe igrzyska. Komitet Olimpijski tłumaczył, że pragnie postąpić "zgodnie z duchem ruchu olimpijskiego". Ale już wtedy zapadła decyzja o prawdopodobnym bojkocie letnich igrzysk w Los Angeles za cztery lata. O zachowanie ducha sportu i idei Pierre’a de Coubertina zaapelował szef MKOl Lord Kilianin. Na sesji przed rozpoczęciem igrzysk w Lake Placid. - Wszyscy musimy honorować umowy z 1974 roku. Naszym celem jest zbliżanie do siebie narodów świata. Igrzyska są rywalizacją pomiędzy jednostkami, a nie krajami.(...). Żyjemy w świecie, w którym istnieją zarówno lewicowe, jak i prawicowe totalitarne reżimy. Czy są kraje, które mogą poszczyć się tym, że w pełni respektują prawa człowieka i unikają wszelkiego rodzaju dyskryminacji - przemawiał irlandzki działacz. Banda studentów kontra radziecki Dream Team Igrzyska w amerykańskim kurorcie rozpoczęły się więc z udziałem sportowców z ZSRR. Hokeiści tego kraju byli zdecydowanymi faworytami turnieju olimpijskiego. Od 1956 roku, za wyjątkiem igrzysk w Squaw Valley cztery lata później, regularnie zdobywali złoto. Zespół "Sbornej" prowadził legendarny trener Wiktor Tichonow, równocześnie prowadzący klubową drużynę CSKA Moskwa. W drużynie występowali legendarni i doświadczeni gracze, wielokrotni mistrzowie świata i olimpijscy: Boris Michajłow, Aleksandr Malcew, Władimir Pietrow, Walerij Charłamow, bramkarz Władisław Trietjak, ale też młodzi zawodnicy, dopiero wchodzący do reprezentacji - Wiaczesław Fietisow, Siergiej Makarow. Tacy zawodnicy, nie mieli prawa z nikim przegrać. To był ówczesny olimpijski Dream Team, zwłaszcza, że zawodowi hokeiści z NHL nie mieli prawa wstępu na turniej olimpijski. Z zespołami NHL Sowieci też radzili sobie bez problemu. Kadrę Amerykanów tworzyli studenci, później nazwano ich "bandą z college'u". Do drużyny powołani zostali głównie zawodnicy z Uniwersytetu z Minnesoty. Przeciętna wieku - 22 lata. Trener Herb Brooks nosił jednak przydomek "hokejowego Chomeiniego". Było to nawiązanie, bardzo aktualne w tych czasach, do religijnego i politycznego przywódcy Iranu. Brooks, tak jak Chomeini, rządził twardą ręką. Szukał własnych sposobów na prowadzenie reprezentacji. Aby się dostać do drużyny każdy zawodnik musiał wypełnić, specjalnie przygotowany przez Brooksa, kwestionariusz 300 pytań. Selekcjoner chciał o swoich hokeistach wiedzieć wszystko, znać ich mocne i słabe strony. Podczas odpraw lubił odwoływać się do patriotycznych uczuć. Przed turniejem nie miał złudzeń. - Nie macie dość talentu, żeby wygrać - mówił przed igrzyskami w jednym z wywiadów. Przez pięć miesięcy Amerykanie rozegrali 61 meczów sparingowych w Europie i w USA. 9 lutego w Madison Square Garden w Nowym Jorku ich przeciwnikiem była "Sborna". Drużyna Tichonowa pokonała studentów tworzących kadrę Stanów Zjednoczonych 10-3. ZSRR przystępowało do igrzysk z jednym celem. Mieli zdobyć złoty medal. W zasięgu wzroku nie mieli godnych siebie przeciwników. Największy błąd w karierze trenera Tichonowa Mecze grupowe potwierdzały dominację hokeistów sowieckich. Pokonali: Japonę 16-0, Holandię 17-4, Polskę 8-1, Finlandię 4-1 i Kanadę 6-4. Tylko ostatnie dwa mecze były dla nich trudne. Wygrali grupę. Amerykanie zaskoczyli komentatorów. W pierwszym meczu zremisowali z faworyzowaną Szwecją 2-2, potem - kolejna niespodzianka - wygrali z Czechosłowacją 7-3 oraz z Norwegią 5-1, Rumunią 7-2, RFN 4-2. Zajęli drugą pozycję. W walce o medale czekał ich najpierw mecz z ZSRR. Nie liczył się tylko sport, na pewno nie dla Amerykanów. Ważne było tło - zimna wojna, inwazja na Afganistan, prześladowania dysydentów. Przed halą lodową pojawiły się transparenty kibiców z napisami: "Wynoście się z Afganistanu", "Bojkot Moskwy". Amerykańskie gazety pisały o "demonicznych Rosjanach", o "starciu sportowców reprezentujących kraje o dwóch odmiennych systemach politycznych". Spotkanie nie było transmitowane na żywo. Drużyna Tichonowa nie zgodziła się, by godzinę rozpoczęcia meczu przesunąć na 20 czasu lokalnego, czyli na czwartą rano czasu moskiewskiego. Pozostała 17.00. W Moskwie była 1 rano. "Wielkie momenty rodzą wielkie możliwości i dziś wieczorem nastał taki moment dla was" - powiedział Herbi Brooks swoim zawodnikom na odprawie. Już pierwsza tercja układała się sensacyjnie. Cudów w amerykańskiej bramce dokonywał Jim Craig. Po 20 minutach było 2-2. Po pierwszej części meczu w radzieckiej szatni wydarzyło się coś niespodziewanego. Tichonow zmienił bramkarza. Uważany za najlepszego na świecie zawodnika na tej pozycji Trietiak został zastąpiony przez Władimira Myszkina. - To był największy błąd w mojej karierze - przyznał później trener "Sbornej". Po dwóch tercjach ZSRR prowadziło 3-2. Cud na lodzie wydarzył się w ostatniej odsłonie meczu. Amerykanie dokonali niemożliwego. Strzelili dwa gole. Jedną z bramek Myszkin puścił między nogami. USA wygrało 4-3. 8,5 tys. widzów hali olimpijskiej w Lake Placid wpadło w ekstazę. Rozgrywane właśnie mecze NBA zostały przerwane, by spiker mógł podać wynik meczu półfinałowego turnieju olimpijskiego. Stała się rzecz niebywała, uznawana dziś za największą niespodziankę w historii nie tylko hokeja na lodzie, ale i sportu. Medal w śmietniku, 121 butelek po wódce Amerykanie zdobyli złoty medal. W ostatnim meczu turnieju finałowego pokonali Finlandię 4-2. "Sborna" sięgnęła po srebro. W ostatnim meczu wygrała ze Szwecją 9-2. Drugie miejsce nie mogło zadowolić zawodników ZSRR. Czuli się przegranymi. Po dekoracji nie oddali swoich medali, na których zgodnie z olimpijskim zwyczajem miały być wygrawerowane ich nazwiska. Załamany Siergiej Makarow, jeden z przegranych zawodników radzieckich, po turnieju wyrzucił srebrny medal do kosza w wiosce olimpijskiej. Radzieccy hokeiści kłócili się między sobą przez wiele dni. W drodze powrotnej do Moskwy Wasiliew miał chwycić Tichonowa za gardło i powiedzieć: "Zabiję Cię!" pisał w książce "Zimowi chłopcy" Wayne Cofey. Sprzątaczki wioski olimpijskiej znalazły w pokojach drużyny hokejowej ZSRR 121 pustych butelek po wódce. Nie wiadomo, czy zostały wypite przed meczem czy po. Amerykanie stali się bohaterami narodowymi. Z gratulacjami natychmiast po meczu z ZSRR zadzwonił do drużyny prezydent Jimmy Carter. Później przyjął "naszych chłopców" jak o nich mówił w Białym Domu. To ten zespół, "banda z college’u" zapaliła znicz olimpijski podczas otwarcia igrzysk w Salt Lake City w 2002 roku. Imieniem trenera Herbiego Brooksa, który zginął w 2003 roku w wypadku samochodowym, nazwana została hala olimpijska w Lake Placid. Na temat tego wyjątkowego wydarzenia powstały dwa filmy, ostatni w 2013 roku pt. "Cud na lodzie". Na rozkaz KGB Rosjanie, i nie tylko oni, przez lata analizowali przyczyny porażki. Niedługo po meczu radzieccy gracze mówili, że byli zbyt pewni siebie. Gdy doszło do wyrównania 3-3 zapomnieli sztuki jazdy na lodzie. Czuli się sparaliżowani. Kluczowa była jednak zmiana bramkarza. Tretjak, który "miał nogi i ręce długie jak pająk", był doskonałym zawodnikiem, jednym z najlepszych na tej pozycji w historii hokeja na lodzie. Jego zmiana po pierwszej tercji była absurdalna, nawet jeśli puścił dwa gole. Wiaczesław Fietisow, który później grał w Detroit Red Wings, za tę decyzję nie obwinia wyłącznie trenera Tichonowa, ale KGB. W wywiadzie dla "Sports Illustrated" sprzed kilku lat powiedział, że tajna policja polityczna ZSRR pilnie obserwowała selekcjonera i wpływała na niego i drużynę. Decyzję o wystawieniu Myszkina była zdaniem Fietisowa decyzją polityczną. Rezerwowy bramkarz "Sbornej" grał w Dynamie Moskwa, klubie milicyjnym i związanym z KGB. Trietjak występował w CSKA Moskwa, klubie wspieranym przez Armię Czerwoną. Zdaniem Fietisowa utrzymanie linii obrony opartej na zespole CSKA zagwarantowałoby sukces w Lake Placid. Dokonanie zmiany na rozkaz KGB spowodowała haniebną i trudną do przełknięcia dla radzieckich towarzyszy przegraną. - Była to jednak tylko jedna porażka w czasach naszej dominacji w tej dyscyplinie. Amerykanie mają pod tym względem wybiórczą pamięć. Potraktowali ten medal jak sprawę narodową - powiedział Fietisow. W każdym razie jego świadectwo dowodzi, że lepiej, gdy polityka nie miesza się do sportu. Olgierd Kwiatkowski