Przejście Mariana Csoricha do GKS to jeden z największych hitów transferowych, a jednocześnie wielkie zaskoczenie. Dysponuje świetnymi warunkami fizycznymi i mocnym strzałem. Jego dużym atutem jest gra w ofensywie - co roku jest w ścisłej czołówce najlepiej punktujących obrońców. W głosowaniu 21 dziennikarzy zajmujących się hokejem, przeprowadzonym przez Stefana Leśniowskiego, redaktora www.sportowepodhale.pl, został wybrany do najlepszej piątki Polskiej Ligi Hokejowej. Jego dobrą grę docenili także trenerzy, którzy uznali go najlepszym prawym obrońcą PLH. INTERIA.PL: Pana transfer to wielkie zaskoczenie. Co zdecydowało o pana odejściu z Cracovii? - Na rozmowę do zarządu musiałem się wprosić. Zaoferowali mi kontrakt taki, jak dwa lata temu, choć nie chciałem dużo więcej. Miałem propozycje z Sanoka, Zagłębia i Tychów. Szybko zdecydowałem się na GKS. Co przesądziło o wyborze? - Oferta GKS była nie do przebicia. Widać było, że bardzo im na mnie zależy i to zrobiło na mnie duże wrażenie. Wybrałem Tychy, bo chcę walczyć o najwyższe cele. GKS to silny, poukładany zespół. Nie pozostaje mi nic innego, jak wtopić się w drużynę i walczyć o mistrza. Poza tym chcę utrzymać się w reprezentacji Polski i grając w Tychach na pewno będzie mi łatwiej. Czy w trakcie sezonu coś zapowiadało pana odejście z Comarch Cracovii? - Absolutnie nic na to nie wskazywało. Gdyby powiedzieli mi wcześniej, że nie widzą mnie w drużynie, to jeszcze przed mistrzostwami świata szukałbym klubu. Ja jednak cały czas czekałem. Zresztą, do tej pory nie dostałem ani jednego telefonu z klubu. To przykre, zwłaszcza, że miał pan duży wkład w sukces, jakim były kolejne medale. - Przeżyłem tu świetny okres w mojej karierze. Traktowałem Cracovię, jak drugi macierzysty klub. Zadomowiłem się w Krakowie, nawet żonę tutaj poznałem. Tak naprawdę, to wciąż jeszcze nie dociera do mnie, że muszę się przeprowadzić. Jak na zmianę klubu zareagowali koledzy z zespołu? - Byli w szoku. Połowa z nich dopiero wczoraj mi uwierzyła, że odchodzę. Hokeiści z Tychów nie kryli, że w poprzednim sezonie klub miał problemy z wypłacaniem pensji na czas. Nie obawiał się pan tego podpisując kontrakt? - Gdzieś po głowie to chodziło. Prawda jest taka, że w większości klubów są poślizgi w wypłacaniu pensji. Ale dla mnie ważne jest przede wszystkim to, że będę mógł walczyć o najwyższe cele. GKS już za kilka dni rozpoczyna przygotowania do nowego sezonu. O wakacjach może pan więc zapomnieć. - Na szczęście zawodnicy, który byli na mistrzostwach dostali więcej wolnego. Ale wakacji w tym roku rzeczywiście nie będę miał. Teraz muszę zorganizować przeprowadzkę do Tychów, bo dojazdy z Krakowa nie wchodzą w grę. Rozmawiał Mirosław Ząbkiewicz