Pierwszy nabór do SMS przeprowadzono w 1994 roku. "Przyszli wtedy najbardziej uzdolnieniu młodzi hokeiści w Polsce. W pierwszym roku było ich 32, z lat 1976 i 1977. Najmłodsi byli Adam Borzęcki i Jarosław Kuc. Nie było żadnej 'łapanki', w kolejnym roku doszła następna grupa" - wspominał Zabawa, który pomagał przywozić pierwsze "ławki szkolne". Przez wiele lat szkoła funkcjonowała w Sosnowcu, obecnie działa w Katowicach-Janowie. Zawodnicy uczą się w niepublicznym liceum, mieszkają w pobliskim hotelu, trenują na położonym obok lodowisku. "Początki były trudne, potrzebne były 'tony papierów' i mnóstwo wizyt w Warszawie. Bardzo pomógł w powstaniu szkoły ówczesny prezes Zagłębia Sosnowiec Jan Rodzoń. Człowiek, który pokochał hokej" - dodał trzykrotny olimpijczyk. Przypomniał, że w pierwszych latach uczniowie SMS tworzyli trzon kadry U-20, a złożona z nich drużyna dobrze radziła sobie w ekstralidze. "Oni w lidze wchodzili do czołowej szóstki. W reprezentacji U-20 było wtedy tylko dwóch zawodników spoza szkoły. Drużyna SMS występowała też w lidze wschodnioeuropejskiej. Oni po prostu rozgrywali mnóstwo meczów i to procentowało. Przez wiele lat ci gracze wiedli prym w kadrze seniorskiej" - zaznaczył. Jego zdaniem dla rozwoju dyscypliny konieczna jest dobra współpraca klubów z SMS. "Szkolenie zaczyna się w klubie. To tam pierwsze kroki stawiają sześciolatkowie. I przez 10 lat nabywają umiejętności. Trenerzy młodzieżowi powinni być na tyle dobrze opłacani, żeby zajmowali się tylko tym, żyli z pracy z takimi grupami, wiedzieli o tych zawodnikach wszystko. Siedem lat grałem w Niemczech, widziałem, jak to wygląda. Za darmo to jest tylko wschód i zachód słońca" - powiedział. Jego zdaniem szkolny zespół powinien - tak jak ostatnio kadra U-23 - grać jesienią w ekstralidze, przygotowując się do swoich mistrzostw świata. "Nie ma znaczenia, czy dostaną 10, czy 12 bramek w każdym meczu. Tak to na przykład funkcjonuje w Szwajcarii i nikt się klubowych działaczy nie pyta, czy im się to podoba. Nie może być sytuacji, że klub nie puszcza gracza na zgrupowanie młodzieżówki. A my mówimy o szwajcarskim cudzie" - stwierdził. Przyznał, że obecni kandydaci, zgłaszający się do SMS prezentują gorszy poziom wyszkolenia od tych z pierwszych roczników. "Jeśli na testy przyjeżdża 16-letni chłopak mający problem z jazdą do przodu i do tyłu oraz przyjęciem i podaniem krążka, to znaczy, że jest 'w plecy' kilka lat. Chodzi o hokejowe abecadło. Bez talentu nie ma tu co szukać, Niektórzy się podciągną, ale dla wielu jest za późno. A tym, którzy nas krytykują powtarzam, że nigdzie młodzież nie ma takich warunków jak tutaj" - podkreślił strzelec 99 goli dla repreznetacji. Na tegoroczne wiosenne testy przyjechało do Katowic ponad 80 zawodników z całego kraju. "Potrzeba jedności i współpracy. Krytykować jest łatwo. Ja widziałem w życiu setki meczów i wiem, że na mistrzostwach nasza młodzież się wznosi ponad wyżyny. Kluby muszą chcieć coś zrobić, a nie w kwietniu, po sezonie ligowym, zamknąć sprzęt do szafy" - ocenił wieloletni kierownik różnych reprezentacji kraju. Podkreślił, że ćwierć wieku istnienia szkoły potwierdza sens jej istnienia. "Jeśli z grupy 20 chłopaków wyjdzie czterech dobrych 'grajków', to już warto to prowadzić. Bo w ciągu pięciu lat to już jest drużyna. Tak to trzeba rozliczać, przy tak małym naborze. Bo hokeistów jest po prostu mało" - podsumował uczestnik 10 turniejów mistrzostw świata. W jego opinii bardzo ważne jest stworzenie silnej ekstraligi, która musi być magnesem dla młodzieży. "Żeby ten młody człowiek trenując żył myślą, że kiedy będzie miał 18, 20 lat, to się do tej ligi dostanie i będzie tam zarabiał grube pieniądze, ustawi sobie życie. Kiedy grałem w Bundeslidze, miałem zapis w kontrakcie obligujący mnie do cotygodniowych treningów z dziećmi. Przychodziło ich z rodzicami mnóstwo" - powiedział Andrzej Zabawa. SMS PZHL ruszyła we wrześniu 1994. Wtedy wśród 50 chętnych najwięcej było juniorów z Podhala Nowy Targ, MOSiR Sosnowiec oraz Stoczniowca Gdańsk i Towimora Toruń. Autor: Piotr Girczys