To było najważniejsze spotkanie polskich hokeistów od 22 lat, gdy także rywalizowali o utrzymanie w Elicie, ale tamta misja także zakończyła się niepowodzeniem. Zresztą ostatni raz nasi hokeiści pozostanie wśród najlepszych ekip wywalczyli 49 lat temu! Wtedy premierę miała "Ziemia Obiecana" Andrzeja Wajdy, w telewizji puszczano pierwszy odcinek "Czterdziestolatka" i oddano do użytku Dworzec Centralny w Warszawie. Tak, hokeiści Roberta Kalabera w poniedziałkowy wieczór w Ostawie mogli napisać historię, ale okazało się, że serce do walki i ambicja nie wystarczają, gdy umiejętności są po stronie rywali. Polacy od początku nie rzucili się na przeciwników, bo wiedzieli, że lepszym indywidualnie przeciwnikom mogę postawić się tylko dyscypliną i taktyką. Z kolei remis urządzał Kazachów, więc też nie nękali seryjnie bramki Johny’a Murray’a. Efekt? Przez ponad siedem minut oddano tylko jeden celny strzał i zrobili to Polacy. Chwilę później na ławkę kar pojechał Batirlan Muratow i Polacy mieli kolejną w tym turnieju przewagę. Tyle tylko, że wcześniej żadnej z nich nie wykorzystali. Tym razem też szło jak po grudzie - Murray nerwowo wprowadzał krążek, zawodnicy nie decydowali się na strzał i zanosiło się, że kolejną przewagę Polacy zmarnują. Cztery sekundy przed jej zakończeniem do krążka dopadł jednak Kamil Wałęga i z bliska wpakował go do siatki. Ponad osiem tys. Polaków w hali w Ostrawie oszalało, bo w tym momencie to nasi hokeiści zostawali w Elicie. Ten piękny moment trwał jednak niewiele ponad trzy minuty. Polacy przegrali wznowienie w tercji środkowej, źle się ustawili, Patryk Wajda dał się objechać Nikicie Michajlisowi i kazachski napastnik pokonał Murray’a. Spięci Polacy po tej bramce zaczęli denerwować się jeszcze coraz bardziej. Paweł Zygmunt złapał karę i hokeiści trenera Roberta Kalabera znów byli w opałach. Wytrzymali jednak dwie minuty i do końca tercji trwała już wyrównana walka. Podobnie było w drugiej, ale żadna druzyna nie chciała się otworzyć. Świadczy o tym liczba strzałów - podczas gdy najlepsze i najbardziej ofensywnie grające zespoły po dwóch tercjach mają na koncie 30-35 uderzeń, to Polacy i Kazachowie mieli zaledwie po 15. Do tego Polacy nie wykorzystali dwóch gier w przewadze, a gdy już zdecydowali się docisnąć, to świetnie spisał się kazachski bramkarz odbijając strzały Krystiana Dziubińskiego i Mateusza Michalskiego. Z kolei uderzenie Dominika Pasia, niemal równo z syreną, trafiło w poprzeczkę. W trzeciej tercji sytuacja Polaków stała się już bardzo trudna. Zawodnicy Kalabera próbowali zawiązywać akcje, ale Kazachowie doskonale wiedzieli co robić, by nie dopuszczać do groźnych uderzeń. Czas uciekał i to rywale coraz częściej byli przy krążku, a w 51. minucie prowadzili - wymienili kilka podań w tercji Polaków, w końcu potężnie huknął Valerij Orechow i było 1:2. W tej sytuacji Polska miała niewiele ponad dziewięć minut, by zdobyć dwie bramki. Chwilę później nerwowe zerkanie na zegar zaczęło już tracić sens, bo Alan Łyszczarczyk stracił krążek i w sytuacji sam na sam z bramkarzem gola zdobył Starczenko. Polska do Dywizji 1A spadła wraz z Wielką Brytanią, która również była beniaminkiem. Polska - Kazachstan 1:3 (1:1, 0:0, 0:2) Bramki: 1:0 Wałęga (10. Łyszczarczyk), 1:1 Michajlis (13. Szestakow), 1:2 Oriechow (51. Michajlis), 1:3 Starczenko (55.). Polska: Murray - Wanacki, Kolusz, Wronka, Pasiut, Fraszko - Wajda, Kruczek, Łyszczarczyk, Dziubiński, Michalski - Dronia, Bryk, Maciaś, Paś, Wałęga - Kostek, Górny, Urbanowicz, Komorski, Zygmunt. Kazachstan: Szutow - Metalnikow, Beketajew, Omirbekow, Starczenko, Rymariew - Oriechow, Danijar, Michajlis, Paniukow, Muchamietow - Breus, Diczanbek, Szestakow, Muratow, Sawickij - Koroljow, Gajtamirow, Bojko, Rachmanow, Asetow. Sędziowali: Andris Ansons (Łotwa) i Sean MacFarlane (USA). Widzów: 9109.