Polska w MŚ w Czechach zagra w grupie B, a jej rywalami będą: Słowacja, Łotwa, USA, Francja, Niemcy, Kazachstan i Szwecja. Z niektórymi z tych ekip nasza reprezentacja nie grała przed dziesięciolecia. To wynikało z tego, że Polacy albo nie trafiali na nich w MŚ, albo po prostu prezentowali o wiele niższy poziom i nie było chęci ze strony rywali na grę przeciwko Biało-Czerwonym. Polscy bracia chcą podbić świat. Wychowali ich Czesi Leszek Laszkiewicz - team leader polskiej kadry Teraz spotkania z: USA, Szwecją czy Niemcami będą świętem nie tylko dla kibiców, ale także samych zawodników, choć to będę mecze, w których raczej będziemy się bronić. O tym, jak wygląda obecna kadra hokejowa, Interia Sport porozmawiała z Leszkiem Laszkiewiczem, były znakomitym zawodnikiem, a obecnie team leaderem reprezentacji. To on zajął miejsce Andrzeja Zabawy, wieloletniego kierownika kadry. - Pan Andrzej to jest nasza legenda. Był z reprezentacją bardzo długo. Miałem też okazję pracować z nim w Szkole Mistrzostwa Sportowego, gdy byłem młodym hokeistą. Przez długi lata zatem z nim współpracowałem na etapie juniorskim i seniorskim. To fantastyczny i pozytywny człowiek. Bardzo ceniłem sobie rozmowy z nim, bo mógł przekazać naprawdę wiele. Teraz to ja po części przejąłem jego funkcję. Staram się zatem zapewnić chłopakom wszystko, co im trzeba po to, by mogli skupić się tylko na grze - powiedział Laszkiewicz. Dla Laszkiewicza, który też jest legendą polskiego hokeja, to takie przedłużenie życia w tej dyscyplinie sportu. 45-latek przez wiele lat był podporą reprezentacji Polski. Rozegrał w niej 216 oficjalnych spotkań, w których strzelił 89 bramek. Więcej od niego uzyskał tylko wspomniany Zabawa - 99. - Hokej to nasza pasja i miłość i nadal staram się w nim realizować. Całe życie spędziłem w hokeju, więc cóż mogłem robić innego. Cieszę się, że zostałem przy sporcie i mogę realizować w nim w innej roli. Poza tym, że jestem team leaderem reprezentacji jestem też dyrektorem sportowym w JKH GKS Jastrzębie. Jestem wdzięczny wszystkim za to, że mogę nadal być przy hokeju - mówił. Polska nie powinna wówczas spaść. Zdecydowały pięniadze Laszkiewicz był częścią drużyny, która w 2002 roku grała w mistrzostwach świata Elity. To był ostatni raz, gdy Polska była w gronie najlepszych drużyn świata. Teraz Biało-Czerwoni wracają do tego zacnego grona. Swój pierwszy mecz rozegrają już 11 maja (godz. 16.20) w Ostrawie, a rywalem będzie Łotwa. To brązowi medaliści ostatniego czempionatu. - Widzę duże podobieństwa między tamtą a obecną reprezentacją. To było ponad 20 lat temu, ale wówczas też mieliśmy taką mieszankę zawodników doświadczonych, jak: Mariusz Czerkawski, Jacek Płachta, Waldemar Klisiak, czy Sebastian Gonera, ale też młodych, jak ja, czy Adam Borzęcki. Ta reprezentacja naprawdę dobrze wyglądała i też była w niej fantastyczna atmosfera - opowiadał Laszkiewicz. Wówczas w MŚ w Szwecji Polacy w nie strzelili żadnej bramki w fazie grupowej, przegrywając ze Słowacją (0:7), Finlandią (0:8) i Ukrainą (0:3). W walce o utrzymanie Biało-Czerwoni wygrali dwa z trzech spotkań - z Włochami (5:1) i Japonią (5:2), ale spadli do niżej Dywizji, w której pozostali na ponad 20 lat. O tym, że Polacy wtedy opuścili grono najlepszych drużyn świata, zadecydowały koszmarne przepisy Międzynarodowej Federacji Hokeja na Lodzie (IIHF) oraz porażka ze Słowenią (2:4). Wszystkie mecze mistrzostw świata Elity będzie można obejrzeć w kanałach Polsatu Wybuchowa mieszanka i ogromna rywalizacja Wracając do podobieństw, to rzeczywiście trener Robert Kalaber stworzył drużynę, która jest mieszanką wybuchową. Jego zawodnicy już raz mocno go zaskoczyli, awansując przed rokiem do Elity. Teraz celem jest utrzymanie w gronie najlepszych. Już dawno nie było takiej sytuacji, by trener kadry miał tak dużą grupę zawodników, z której trudno będzie wskazać tego, kto na MŚ nie pojedzie. - To prawda. Trener będzie miał ból głowy. W Elicie nie byliśmy przez ponad 20 lat, a one zawsze zaczynają się później, bo dopiero w maju. Musieliśmy powołać tak szeroką kadrę, bo gdybyśmy kogoś puścili do domu, to na wypadek kontuzji, byłby problem z jego dowołaniem. Nie ma już bowiem właściwie miejsce do treningu na lodzie o tej porze roku. Taka duża grupa powoduje, że zawodnicy będą się wzajemnie napędzali, bo będzie rywalizacja o miejsce w kadrze. To są plusy - zakończył.