Nie było żadnych wątpliwości, że Polaków czeka bardzo trudno przeprawa. Łotysze to etatowi uczestnicy Mistrzostw Świata Elity, a my awansowaliśmy do nich po 22 latach. Podczas gdy naszym sukcesem było wybicie się z hokejowego przeciętniactwa, Łotysze krok po kroku budowali siłę i na poprzednich mistrzostwach osiągnęli największy sukces w historii - zdobyli brązowe medale, pokonując Stany Zjednoczone. Słowem - polscy hokeiści na inauguracje MŚ Elity mierzyli się z takim rywalem, jakim była np. Francja dla polskich piłkarzy. Z tą różnicą, że w hokeju o niespodziankę zdecydowanie trudniej niż w piłce nożnej. Na inaugurację podopieczni Roberta Kalabera przede wszystkim nie pękli. Dzień przed meczem mijali się w hali treningowej z Łotyszami i mogli nabrać respektu, bo rywale warunkami fizycznymi imponowali. Na lodzie biało-czerwoni nie bali się jednak starć pod bandami, wielokrotnie zatrzymując w ten sposób przeciwników. Z początku Polacy prowadzili nawet grę, ale wynikało to raczej z planu Łotyszy, którzy woleli przejąć krążek i próbowali wykorzystać znacznie lepsze umiejętności w jeździe na łyżwach. W 15. minucie polscy kibice w Ostrawie oszaleli. Krzysztof Macias być może nawet wrzucał krążek przed bramkę, a nie strzelał, ale bramkarz łotewski popełnił błąd i krążek wylądował w siatce. W ten sposób najmłodszy zawodnik, 22-letni Macias, dał naszej ekipie po 22 latach pierwszą bramkę w Mistrzostwach Świata Elity. Po 20 minutach Polska miała więc na koncie pierwszą wygraną tercję, pierwsze prowadzenie i pierwszą bramkę. A wystarczy przypomnieć, że przed 22 laty w trzech pierwszych meczach biało-czerwoni nie strzelili żadnego gola... Przed podopiecznymi Roberta Kalabera było jednak jeszcze 40 minut ciężkiego fizycznego boju z - teoretycznie - znacznie silniejszymi rywalami. A świadczyła o tym statystyka strzałów, bo w pierwszej tercji Łotysze oddali ich 12, a Polacy pięć. Kolejne ataki szybko przyniosły rywalom powodzenie. W 23. minucie John Murray odbił jeszcze uderzenie Raivisa Ansonsa ale nie zdążył przemieścić się do drugiego słupka i strzał Robertsa Mamcicsa wylądował już w bramce. Łotysze wydawali się rozpędzać, ale Polacy znów nie pękli. Przetrzymali trudny okres i zaczęli atakować. Efekt? Kamil Wałęga posłał mocny strzał w maskę łotewskiego bramkarza, krążek odbił się od jednego z obrońców i dosłownie wślizgnął się do siatki. Druga bramka, druga szczęśliwa, ale najważniejsze było to, że Polacy po 40 minutach wciąż prowadzili. Ostatnia odsłona zaczęła się jednak fatalnie. Polacy grali w przewadze i wydawało się, że przynajmniej przed te dwie minuty Johbn Murray będzie mógł odetchnąć. Tymczasem nasi zawodnicy stracili krążek, rywale pojechali z kontrą i w osłabieniu doprowadzili do wyrównania. Polaków znów czekała próba charakteru. Powoli mieli coraz mnie sił, a do tego stracili bramkę w możliwie najgorszy sposób. Ale znów zawodnicy Kalabera tę próbę zdali i to celująco. Krystin Dziubiński uderzał na bramkę Łotyszy, do odbitego krążka dopadł Maciaś i urodzony w Nowym Targu młodzian znów dał Polsce prowadzenie. Czas uciekał, a na tafli robiło się coraz bardziej nerwowo. Łotysze czuli, że są blisko wpadki już na starcie turnieju, a Polacy sensację mieli na wyciągnięcie ręki. Pod bramką Murray'a kotłowało się tak bardzo, że jeden z Łotyszy w zamieszaniu wymierzył nawet cios... sędziemu. Na niespełna osiem minut przed końcem doszło do kontrowersji. Krążek wylądował w polskiej bramce, ale sędziowie gola nie uznali. Sprawdzenia tej sytuacji zażądał trener Łotyszy, arbiter przeanalizował nagranie i za moment moment zmienił decyzję - było 3:3. Tego dla Polaków było już za wiele. Łotysze coraz częściej panoszyli się w naszej strefie obronnej, Murray musiał uwijać się przy kolejnych strzałach, ale w końcu i jego czary przestały działać - Bukarts niemal wjechał z krążkiem do bramki i Łotysze po raz pierwszy prowadzili. Wydawało się, że po takim ciosie Polacy już się nie podniosą, tymczasem na trzy minuty przed końcem na uderzenie spod niebieskiej zdecydował się Mateusz Bryk, zaskoczył bramkarz i było 4:4. Na koniec tercji Polacy grali jeszcze w przewadze, ale ostatecznie po 60 minutach była dogrywka, ale bez względu na wynik Polacy mogli już czuć, że odwalili kawał dobrej roboty. W dogrywce Polacy trafili w słupek, Łotysze w poprzeczkę, ale decydującą bramkę zdobyli rywale i zgarnęli punkt. Polacy muszą zadowolić się jednym. Polska - Łotwa 4:5 (1:0, 1:1, 2:3, 0:1) Bramki: 1:0 Maciaś (16. Michalski), 1:1 Mamcics (23. Ansons), 2:1 Wałęga (29. Urbanowicz), 2:2 Abols (43. Daugavins w osłabieniu), 3:2 Macias (48. Dziubiński), 3:3 Daugavins (53. Zile), 4:3 Rihards Bukarts (55. Bukarts), 4:4 Bryk (57. Michalski). Polska: Murray - Ciura, Kolusz, Wronka, Zygmunt, Pasiut - Wajda, Kruczek, Michalski, Maciaś, Dziubiński - Górny, Bryk, Fraszko, Paś, Łyszczarczyk - Kostek, Dronia, Komorski, Wałęga, Urbanowicz. Łotwa: Merzlikinis - Jaks, Zile, Daugavins, Dzierkals, Abols - Cukste, Freibergs, Rihards Bukarts, Roberts Bukarts, Batna - Komuls, Mamcics, Krastenbergs, Ansons, Indrasis - Cibulskis, Tralmake, Gavars, Egle. Sędziowali: Hribik, Pearce. Kary: 4 - 6. Widzów: 9109. Z Ostrawy Piotr Jawor MŚ Elity. Gdzie i kiedy oglądać mecze? Hokejowe MŚ Elity w Pradze i Ostrawie trwają od 10 maja. Następnymi rywalami Polaków będą: Szwecja (12 maja, godz. 20:20), Francja (14 maja, godz. 20:20), Słowacja (15 maja, godz. 20:20), USA (17 maja, godz. 20:20), Niemcy (18 maja, godz. 16:20), Kazachstan (20 maja, godz. 20:20). Transmisje będzie można oglądać na sportowych antenach Polsatu oraz w Polsat Box Go. Relacje na Sport.Interia.pl.