Himalaje od ponad 100 lat zbierają śmiertelne żniwo. A że himalaizm jest ostatnio w modzie, a firmy organizują komercyjne wyprawy, to coraz więcej ludzi tam umiera. Przede wszystkim w drodze na Mount Everest (kto nie widział zdjęcia z 2019 roku z długą kolejką oczekujących do wejścia), ale i też na inne szczyty. Mount Everest, K2 i Nanga Parbat to największe cmentarzyska w Himalajach i Karakorum. Na tym drugim właśnie spoczęli 45-letni Muhammad Ali Sadpara z Pakistanu, 47-letni Islandczyk John Snorri i 33-letni Chilijczyk Juan Pablo Mohr. Władze pakistańskie uważają, że zdobyli oni K2, ale nie zeszli bezpiecznie do obozu na wysokości 7300 metrów. To wszystko stało się miesiąc po tym, jak 10 Nepalczyków dokonało historycznego wyczynu, czyli zimowego wejścia na K2. Pierwsza ofiara miała problemy psychiczne Ostatnią wielką tragedię pod K2 mieliśmy 13 lat temu, w sierpniu 2008 roku. Oderwał się drugi i czwarty serak. Za jednym zamachem zginęło dziesięciu himalaistów i tragarz. W tej samej wyprawie zginęło trzech innych ludzi. W sierpniu, tyle że 1995 roku, siedmiu himalaistów zginęło, schodząc ze szczytu. Zaskoczyła ich burza śnieżna. Wiele ofiar spowodowały lawiny. W 2004 roku zabiła ona trzech Koreańczyków, dwa lata później dwóch Rosjan. Od lawiny rozpoczęło się pasmo tragedii między czerwcem, a sierpniem 1986 roku. To był najtragiczniejszy okres pod K2. Zginęło wtedy łącznie 13 osób, w tym Polacy Tadeusz Piotrowski (spadł z wysokości), Wojciech Wróż (zaginął) i Dobrosława Miodowicz-Wolf (zmarła z powodu choroby wysokościowej). Pierwszą oficjalną ofiarą K2 jest Amerykanin Dudley Wolf, który w drodze na szczyt nabawił się choroby wysokościowej. Dopadły go problemy psychiczne. Gdy przyszli po niego towarzysze wyprawy odmówił zejścia na dół. Następnego dnia przyszli po niego trzej Szerpowie. Zarówno oni, jak i Wolf zginęli. To był lipiec 1939 roku. Polacy z tej tragedii nie potrafili się otrząsnąć przez 30 lat W 1939 roku miała też miejsce pierwsza, polska wyprawa w Himalaje. Doszło do niej tuż przed wybuchem II wojny światowej. Podczas ataku na szczyt Tirsuli (7074 m) zeszła lawina, która zabiła dwóch wspinaczy: Stefana Bernadzikiewicza i Adama Karpińskiego. Z powodu tej tragedii Polacy na blisko 30 lat zaprzestali wędrówek w najwyższe pasmo górskie świata. Wróciliśmy w Himalaje w latach 70. Niestety, kolejni nasi wspinacze ginęli. Śmierć Zbigniewa Stepka i Andrzeja Grzązka w lawinie lodowej (ciał nigdy nie odnaleziono) w drodze na CB12 zainspirowała Budkę Suflera do nagrania piosenki Cień Wielkiej Góry. - Kiedyś kolega, który wszedł normalną trasą na Everest, powiedział mi, że musiałbym tam wejść, żeby zrozumieć tych, którzy to robią - pisał wykonawca utworu Krzysztof Cugowski w felietonie dla Wirtualnej Polski. - Jak człowiek raz wejdzie, to koniecznie chce to powtórzyć. Długa jest lista tych, którzy nigdy nie wrócili, ale ich następcy nie czują strachu. W 1975 roku Polacy zdobyli pierwszy ośmiotysięcznik - Broad Peak Middle. Jednak przy zejściu z góry zerwał się wiatr. Mieli tylko jedną, 80-metrową linę. Nie mieli namiotów, śpiworów, plecaków, ani nawet maszynki do gotowania wody. Schodzili, korzystając z prowizorycznej liny. W tamtej wyprawie życie stracili Marek Kęsicki, Andrzej Sikorski i Bohdan Nowaczyk. Przeżył między innymi Janusz Kuliś, któremu jednak amputowano wszystkie palce u nóg. Przeżyli, ale zostali napiętnowani O tragedii pod K2 w 1986 roku już wspominaliśmy. O tej wyprawie traktuje zresztą film "Dotknąć nieba". Bohaterami są dzieci tragicznie zmarłych, które poszły śladami rodziców do bazy pod K2, żeby ich zrozumieć. Łukasz Wolf stracił wtedy mamę, Hanna Piotrowska tatę (urodziła się już po jego śmierci). W filmie pojawia się Kurt Diemberger, który był w obozie na wysokości 8000 metrów uwięziony z Miodowicz-Wolf i Julie Tullis. One zmarły, on przeżył. Musiał się jednak zmierzyć z oskarżeniami o to, że nie uratował Polki, niektórzy nazywali go mordercą. Syn Łukasz odnosi się w filmie do tej sprawy, nie ma pretensji do Diembergera. Z podobnymi oskarżeniami, co Diemberger, musieli się zmierzyć w 2013 roku Adam Bielecki i Artur Małek. Było to po dramacie na Broad Peak, w którym zginęli Maciej Berbeka i Tomasz Kowalski. Po powrocie Bielecki i Małek usłyszeli zarzut zostawienia partnerów bez kontaktu wzrokowego. W raporcie komisji powołanej do zbadania sprawy można było przeczytać, że postąpili wbrew zasadom etyki. Bielecki wyjaśniał, że sam walczył o życie, że Berbeka jako bardziej doświadczony powinien był sam podjąć decyzję o powrocie, a nie pchać się na szczyt wiedząc, że ten został już zdobyty, a zbliża się noc i wraz z nią niższa temperatura. Berbeki nigdy nie odnaleziono, a Kowalski zmarł z wychłodzenia. Jego ciało znaleziono kilka miesięcy później. Został pochowany w Himalajach. Ginęli bez krzyku, bez słowa Lista polskich tragedii w Himalajach nie byłaby pełna, gdybyśmy nie wspomnieli o wybitnych wspinaczach, którzy stracili tam życie. Jerzy Kukuczka, po zdobyciu wszystkim ośmiotysięczników wydawałoby się, że człowiek-nieśmiertelny, nigdy nie wrócił z wyprawy na Lhotse w 1989 roku. Pękła lina, spadł w dwukilometrową przepaść, ciała nigdy nie odnaleziono. W 1985 Kukuczka widział, jak na tej samej skale ginie Rafał Chołda. W zasadzie widział tylko, jak osuwa się plecak kolegi. - Nie słyszałem nic, żadnego okrzyku ani słowa - mówił później Kukuczka o tamtym wypadku. W 1992 roku los Kukuczki podzieliła Wanda Rutkiewicz, pierwsza kobieta, która zdobyła Mount Everest. Straciła się pod wierzchołkiem Kanczendzongi. Mówiła, że życie smakuje lepiej, gdy można je stracić. Ostatnim, który ją widział był Carlos Carsolio. Meksykanin zdobył szczyt i wracał na dół, ona została na wysokości 8200 metrów, żeby zaatakować górę. Była osłabiona, nie miała namiotu i śpiwora. Piotr Morawski zginął w 2009 roku podczas wyprawy na Dhaulagiri. Spadł w 25-metrową szczelinę. Wyciągnięto go, ale uratować się nie udało. Podczas wspinaczki na Gaszerbrum zginął Artur Hajzer. Odpadł od ściany kuluaru japońskiego i poleciał 500 metrów w dół. Dwa lata temu, podczas siódmej próby zdobycia Nanga Parbat, zaginął Tomasz Mackiewicz. W sumie w Himalajach życie straciło blisko 60 Polaków. Przyczyn ich śmierci były różne. Głównie odpadnięcia i lawiny, ale zdarzył się też przypadek utonięcia. Barbara Kozłowska podczas zejścia przez lodowiec wpadła do górskiego potoku i została wciągnięta pod wodę przez ciężki plecak. Śpij dobrze i nie martw się za bardzo O tym, jak trudnym wyzwaniem są Himalaje, możemy się przekonać oglądając film Everest. Opowiada on prawdziwą historię o jednej z największych tragedii pod najwyższą górą świata. Życie straciło wtedy ośmiu himalaistów uwięzionych w strefie śmierci. W sumie tamtego dnia szczyt zdobyło 19 osób. Przy schodzeniu zostali zaatakowani przez burzę śnieżną z piorunami. Umierali na skutek wyczerpania i wychłodzenia. Obraz opowiadał o wydarzeniach z 1996 roku, kiedy w jednej chwili 33 amatorów próbowało zdobyć szczyt. Byli oni klientami firm organizujących takie komercyjne wyprawy. Wtedy doszło do złamania wszelkich zasad. Choć wcześniej ustalono, że o 14. ma nastąpić powrót, to ci, którym nie udało się do tego czasu zdobyć szczytu, szli naprzód, a przewodnicy Rob Hall i Scott Fischer ich nie zatrzymywali. Obaj zapłacili zresztą najwyższą cenę. Hall nie miał siły, by zejść i umarł na Wierzchołku Południowym. Przed śmiercią połączył się z mieszkającą w Nowej Zelandii żoną przez radio i telefon: Śpij dobrze kochanie i nie martw się za bardzo - to były jego ostatnie słowa. Czytaj więcej na Polsatsport.pl!