Broad Peak to dwunasta pod względem wysokości góra na świecie (8051 m n.p.m.), zlokalizowana na granicy Chin i Pakistanu. Pierwszy raz człowiek zdobył ten szczyt 9 czerwca 1957 r. - stanęli na nim austriaccy wspinacze. Broad Peak długo pozostawał niezdobyty zimą. INTERIA SPORT EXTRA - CZYTAJ WSZYSTKIE TEKSTY PREMIUM Maciej Berbeka i Broad Peak 1988 W 1988 r. wyprawa Andrzeja Zawady bezskutecznie atakowała K2, gdy Maciej Berbeka i Aleksander Lwow zaproponowali, by zdobyć leżący po sąsiedzku Broad Peak (w pierwotnej klasyfikacji Karakorum ta góra otrzymała nazwę K3). Szczyt zdobył Berbeka, przynajmniej tak mu się wydawało. 6 marca 1988 r. ogłoszono wielki sukces. Kilka tygodni po powrocie do Polski nasz bohater przeczytał na łamach "Taternika" w artykule Lwowa, że był jedynie w okolicach Rocky Summit. Berbeka obraził się wówczas na całe środowisko i długo nie jeździł na wyprawy narodowe. - Byłem w 100 procentach przekonany, że jestem na szczycie - mówił Maciej Berbeka w 2013 r. na antenie RMF FM. - Po zejściu okazało się, że zabrakło mi 12 metrów. To było następne wzniesienie, odległe ode mnie o jakieś pół godziny. Nie byłem tego świadomy. Ciężko to ocenić na tej wysokości, na dodatek będąc samemu, w czasie bardzo silnego wiatru, przy zapadającym zmierzchu. Koledzy już wtedy mieli wątpliwości, ale nikt mi tego nie przekazał. Łączyłem się z bazą i nie dostałem jasnej informacji. Ćwierć wieku później Berbeka dostał szansę rewanżu. Pod wciąż niezdobytym zimą Broad Peak stanęli: 27-letni Tomasz Kowalski, 29-letni Adam Bielecki, 33-letni Artur Małek i 58-letni Berbeka. Kierownikiem wyprawy był 63-letni Krzysztof Wielicki. 5 marca 2013 r. (25 lat bez jednego dnia po tym jak Berbeka myślał, że go zdobył) szczyt udało się pokonać. Ogromny sukces polskiego himalaizmu! Jego cena była jednak wysoka. Berbeka i Kowalski na zawsze zostali w Karakorum. Nie jest naszym celem rozstrzygać co jest czyją winą, a możliwie wiernie, na podstawie dostępnych źródeł (przede wszystkim Raport Zespołu Powypadkowego w składzie: Piotr Pustelnik, jako przewodniczący, Anna Czerwińska, Bogdan Jankowski, Michał Kochańczyk i Roman Mazik - dalej Raport) odtworzyć sekwencję tragicznych zdarzeń. U stóp Broad Peak, 23 stycznia 2013 r. Po sześciu długich dniach wędrówki lodowcem Baltoro Polacy stanęli u stóp Broad Peak. Bazę postawili pod zachodnią ścianą wierzchołka. Na dogodny moment na atak szczytowy czekali bardzo długo. Przełom przyszedł na początku marca. Prognozy były sprzyjające, w piątkę Polaków na nowo wstąpiła nadzieja, szanse powodzenia były ogromne. W ciągu całego ataku szczytowego pogoda, jak na tą porę roku, była idealna. Przede wszystkim nie było wiatru. Temperatura wynosiła od minus 29 do minus 35 (w nocy), było całkowicie bezchmurnie, przy pełnej, niezakłóconej widoczności. Wspinacze wiedzieli od Krzysztofa Wielickiego, który został w bazie, że pogoda utrzyma się również w nocy i następnego dnia. 5 marca, godz. 5.15 Czteroosobowy zespół wyszedł z obozu szturmowego na wys. 7400 m n.p.m. Uczestnicy wyprawy ustalili w bazie, że cała czwórka, jednym zespołem, pójdzie do wierzchołka. Kierownik wyprawy optował za rozwiązaniem ataku dwiema dwójkami (zespół pierwszy i zespół drugi z odstępem jednodniowym), ale uczestnicy uznali, że zespół czteroosobowy będzie silniejszy i da większe prawdopodobieństwo sukcesu. Po dyskusji, kierownik zgodził się na takie rozwiązanie. Tomasz Kowalski w ostatnim mailu do rodziny przed atakiem szczytowym pisał: "To, że idziemy we czwórkę daje nam większą gwarancję bezpieczeństwa. Stanowimy dobry zespół". 5 marca, godz. 12.30 Na przełęcz i grań, na wysokości około 7900 m n.p.m. himalaiści wchodzą w kolejności: Bielecki, Berbeka, a potem razem Małek i Kowalski. 5 marca, godz. 13-15 "Tempo poruszania się zespołu szczytowego, najpierw dosyć szybkie, ale bardzo słabnące z czasem, a na grani już bardzo wolne, nie skłoniło uczestników wejścia do przerwania ataku i odwrotu, chociaż kierownik wyprawy, w rozmowie radiowej z Maciejem Berbeką, poddał takie rozwiązanie pod rozwagę zespołu szturmowego. Wątpliwości kierownika co do zasadności kontynuowania ataku w takim tempie podzielamy. Uważamy, że zespół szczytowy powinien z powodu narastającego niedoczasu zmienić taktykę dalszego działania. Nie zrobili tego i uznaliśmy to za błąd atakujących" - czytamy w Raporcie. 5 marca, godz. 15 Będąc tuż przed przedwierzchołkiem Rocky Summit (8027 m n.p.m.) wspinacze "rozwiązują się". Od tej pory idą dwójkami Bielecki-Małek i Berbeka-Kowalski. 5 marca, godz. 16 - Rocky Summit Himalaiści są na Rocky Summit. Zarówno Adam Bielecki jak i Maciej Berbeka łączą się z bazą, z kierownikiem Krzysztofem Wielickim. Podejmują decyzję o kontynuowaniu ataku. Broad Peak zdobyty zimą - 5 marca, godz. 17.20-18 Polacy wchodzą na Broad Peak! Adam Bielecki o godz. 17.20, Artur Małek o godz. 17.50, Maciej Berbeka i Tomasz Kowalski o godz. 18.00. 5 marca, godz. 22.10 Adam Bielecki wraca. Dociera ze szczytu do obozu IV o godzinie 22.10. 6 marca, godz. 2.00 Artur Małek dociera do obozu IV o 2:00 nad ranem. Ani Bielecki, ani Małek w czasie zejścia nie łączyli się radiotelefonicznie z powodów technicznych (przestawienie się częstotliwości w radiu Adama, trudności z uruchomieniem radia przez Artura). 6 marca, świt Artur Małek, wchodzi do góry z obozu czwartego, aby razem z pakistańskim wpinaczem Karimem Hayatem stanowić wsparcie dla ewentualnego zejścia Macieja Berbeki. Małek zdołał przebyć w pół godziny tylko 30 metrów i musiał zawrócić. 6 marca, ostatnie łączenie z Maciejem Berbeką Z Maciejem Berbeką od momentu zdobycia szczytu nie było żadnej łączności. Oto jego ostatnia rozmowa z Krzysztofem Wielickim: Wielicki: Gdzie jest Adam, gdzie jest Adam? Odbiór. Berbeka: Adam pół godziny wcześniej... Już schodzi. A my zaczynamy schodzić. Wielicki: No to bardzo dobrze. Tyko mógł się zgłosić gamoń jeden. Mógł się zgłosić. Poza tym powinien czekać na was. Uważajcie w zejściu Maciek. Gratuluję. Świetnie. Ale bardzo powoli. Asekurujcie się. Berbeka: Tak Krzysiek, tak. No to na razie. 6 marca, godz. 4.00 Karim Hayat wyszedł z obozu II w celu zlustrowania stoków pod przełęczą i kontynuacji poszukiwań. Doszedł aż do szczelin na wysokości około 7700 m n.p.m. Pomimo bardzo dobrej widoczności nie dostrzegł żadnych śladów Macieja Berbeki i Tomasza Kowalskiego. Macieja Berbekę ostatni raz widziano rano z bazy. Był pod przełęczą, na wysokości około 7700 metrów. Później zniknął. Niewykluczone, że wpadł do jednej ze szczelin, które trzeba było pokonać w drodze do obozu IV. 6 marca, godz. 6.20 Tomasz Kowalski kilka razy tej nocy łączył się przez radio z Krzysztofem Wielickim, a także Arturem Małkiem, który był już w obozie IV. Himalaiści cały czas dopingowali go, by schodził. "Ale k..., jak będziesz tam siedział, to zamarzniesz do rana, a tak to poniżej grani jest już cieplej"- mówił Małek. Ostatnia łączność z Tomaszem Kowalskim, według Krzysztofa Wielickiego, nastąpiła o 6.20 rano. Każdy z alpinistów schodząc z Broad Peak, musiał pokonać tę samą drogę pod przedwierzchołek, tzw. Rocky Summit, co po kilkunastu godzinach akcji, w nocy, jest ogromnym wyzwaniem. - Najgorsze, że mam podejście na Rocky Summit, ni ch* nie wiem, co zrobić - mówił Tomasz Kowalski. Wielicki zdziwił się: "To ty jeszcze nie jesteś na Rocky Summit?". - Powoli się zsuwam cały czas. Nie mogę znaleźć oddechu - mówił słabym głosem Kowalski. W rozmowie z "Faktami TVN" Artur Małek przyznał, że wtedy zdał sobie sprawę, że rozmawia "z kompanem, który umiera". - On tego nie wie, ale ty to już wiesz - stwierdził Małek. - Nie ma odbioru, nie ma komu odbierać. To jest po prostu informacja - stwierdził. 7 marca Kierownik wyprawy Krzysztof Wielicki uznał szanse na przeżycie dwójki zaginionych po spędzeniu dwóch nocy bez sprzętu biwakowego w ekstremalnie trudnych warunkach za zerowe. 8 marca Wyprawę zakończono 8 marca po południu. Po symbolicznym pożegnaniu i modlitwie za zmarłych rozpoczęto zejście w doliny. Kwestie medyczne zostały opisane osobno w formie opinii dra n. med. Roberta Szymczaka - specjalisty medycyny ratunkowej i wysokogórskiej, członka komisji medycznej PZA i himalaisty. 11 lipca Tomasz Kowalski został znaleziony na wysokości 7900 m n.p.m. przez uczestników wyprawy poszukiwawczej w składzie: Jacek (brat Macieja) Berbeka, Jacek Jawień i Krzysztof Tarasiewicz. Kowalskiego znaleziono w stromym kominku poniżej turni będącej ostatnim spiętrzeniem grani szczytowej przed Rocky Summit (idąc od dołu). Był wpięty do liny poręczowej pętlą z przyrządem samozaciskowym. Nie znaleziono przy nim ani plecaka, ani kamery. - Każda śmierć młodej osoby to szok i widok takiego człowieka nawet na doświadczonym wspinaczu robi duże wrażenie. Tu w dodatku ta śmierć była niepotrzebna. (...) Wyciągaliśmy go, co nie było proste, bo jego ciało ważyło ponad 100 kg i Tomek był całkowicie zalodzony. (...) Przetransportowaliśmy ciało Kowalskiego nieco niżej, wykuwaliśmy specjalne miejsce, w końcu umieściliśmy tam Tomka. Obwiązaliśmy ciało liną, przykryliśmy kurtką i kamieniami, żeby było wiadomo, że to zwłoki i żeby nikt ich nie ruszał - mówił Jacek Berbeka w wywiadzie dla "Przeglądu Sportowego". Ciała Macieja Berbeki wyprawa poszukiwawcza nie znalazła. Maciej Słomiński, INTERIA