Wyprawa Karakoram Ski Expedition rozpoczęła się 19 kwietnia. Razem z Bargielem do Pakistanu ruszyli Jędrzej Baranowski, Dariusz Załuski, Kuba Gzela i Bartek Pawlikowski. 30 kwietnia Bargiel, jako pierwszy człowiek w historii, zdobył samotnie dziewiczy szczyt Yawash Sar II (6178 m. n.p.m) w Karakorum, i zjechał z niego na nartach. Niedługo potem zaliczył drugi szczyt Laila Peak na wysokości (6096 m n.p.m.),z którego też zjechał, ale nie z samego wierzchołka góry. - Bardzo się cieszymy, że wyprawę mimo różnych komplikacji udało się zrealizować i że mogliśmy osiągnąć nasz cel. Mieliśmy też szczęście do pogody w tych najbardziej właściwych momentach. Za nami kawał przygody. Zdobycie pierwszego szczytu było bardzo wymagające, bo tam panowała jeszcze regularna zima. Potem właściwie był tylko jeden dzień odpoczynku i ruszyliśmy zaatakować drugi szczyt. Musieliśmy to zrobić w kilkanaście godzin po zdobyciu pierwszego. Pojawiło się wtedy realne okno pogodowe i to była w zasadzie jedyna możliwość. W tym drugim przypadku nie udało się zjechać z wierzchołka, tylko sprzed wierzchołka. Uznaliśmy, że ten pierwszy wariant byłby zbyt niebezpieczny. To był szczyt jeden z najpiękniejszych na świecie, robi wrażenie. Mieliśmy tam ciszę i spokój, nikogo tam nie spotkaliśmy - powiedział Andrzej Bargiel. 33-letni himalaista przyznał, że to nie była jego najtrudniejsza wyprawa w życiu. Bardziej liczyło się to, aby odkrywać nieznane tereny. - Chciałem eksplorować te góry narciarsko. To było mi potrzebne też po to, aby dostrzec również inne cele i aby przyjrzeć się innym górom. Podczas tej wyprawy po raz pierwszy z kimś współpracowałem. Na nartach wspólnie zjeżdżałem z Jędrzejem Baranowskim. Działanie w zespole na pewno podnosi bezpieczeństwo. Mogliśmy się asekurować w miejscach, w których uznaliśmy, że to było konieczne - odpowiedział na nasze pytanie Andrzej Bargiel. Dużym wyzwaniem podczas wyprawy do Pakistanu było zabranie ze sobą bagaży ważących aż 350 kilogramów. Samo pakowanie się do wyjazdu zajęło ponad tydzień. - Pakowanie długo nam zajęło, bo staraliśmy się wszystko zminimalizować. Na miejscu i tak posiłkowaliśmy się lokalnymi ludźmi, którzy pomagali nam dotrzeć do bazy. To też było sporym wyzwaniem, bo warunki były trudne. Pomagało nam dwadzieścia osób. Bez tej pomocy nie dalibyśmy rady. Zapytaliśmy też Andrzeja Bargiela, na co jeszcze go stać i jakie ma plany na najbliższą przyszłość? - W tym co robię liczy się dla mnie satysfakcja i czerpanie radości. Na pewno mam jeszcze sporo planów. Jeśli chodzi o moją formę to jest ok. Umiejętności ciągle rozwijam i czuję, że będą kolejne wyprawy. To jest kwestia czasu. Na razie jesteśmy już w domu i chcemy trochę odpocząć. Fajnie, że zniesiono część obostrzeń. Będzie się można spotkać ludźmi, spędzić czas z rodziną - zakończył Andrzej Bargiel. W Warszawie z Andrzejem Bargielem rozmawiał Zbigniew Czyż