Sami zapędzili się w kozi róg, a teraz próbują szantażować tym klub, piłkarzy i pozostałych kibiców. Najpierw sektor C (a raczej kilkadziesiąt najważniejszych i najsilniejszych osób) zdecydowało, że w ramach "kibicowskiej niezależności" nie będzie tam prowadzony doping, a dziś pytają: "jak to będzie wyglądało, gdy na naszym stadionie głośniejsza będzie Cracovia?". Jak dzieci To pogwałcenie "niezależność kibicowskiej", to zakaz wnoszenia flag z symbolami grupy Sharks, bojówki po uszy umoczonej w świecie przestępczym, której macki sięgały tak daleko, że omal nie doprowadziła do bankructwa Wisły. Nic więc dziwnego, że dziś władze klubu chcą się od niej odciąć, a jednym z kroków jest zakaz wieszania flag z symboliką rekina. Bandyci nie chcą jednak na to pozwolić i dziś próbują terroryzować ludzi związanych z Wisłą... Cracovią. "Pasy" zwróciły się o sprzedaż aż 1500 biletów na niedzielne derby i teraz właśnie tym faktem pseudokibice próbują naciskać na zmianę klubowej decyzji dotyczącej flag ("Cracovia ma nas przekrzyczeć i to na naszym stadionie?!"). W ten sposób zachowują się jak dziecko w rozmowie z rodzicem: - Mamo! Jak nie pozwolisz mi zjeść cukierka, to nie pójdę się bawić na zewnątrz. - Trudno, ale nie pozwalam. - Mamo, ale ja się w domu zanudzę, a poza tym chłopaki na dole czekają. Wisła mówi "sprawdzam" W tym wszystkim w cień odchodzi Wisła, bo ci "niezależni kibice" już zapomnieli, gdzie jeszcze trzy miesiące temu był klub oraz kto do tego doprowadził. Wolą też nie pamiętać, kto wyciągnął Wisłę z tarapatów. I chyba nie myślą też, jak czuje się np. Jakub Błaszczykowski, który poświęcił ogromne pieniądze (które zarobił i które jeszcze mógł zarobić), by znaleźć się w miejscu, gdzie największym problemem jest kwestia: "ważniejszy klub i piłkarze czy jednak bandyci i kibolskie bojówki?". Wisła po raz kolejny powiedziała "sprawdzam" w teście na to, komu naprawdę na niej zależy. I znów ten test oblewają ci, którzy chcieliby być uważani za bezgranicznie oddanych i fanatycznych. Piotr Jawor