Żeby w ogóle dostać się na mundial w 2002, musieliśmy naturalizować Emmanuela Olisadebe. Bez niego pozostałoby nam straszenie rywali Cezarym Kucharskim, Marcinem Żewłakowem, Pawłem Kryszałowiczem lub Maciejem Żurawskim. Cztery lata później strzelania bramek nie udźwignęli Paweł Brożek, Euzebiusz Smolarek, Grzegorz Rasiak czy Żurawski. A na mistrzostwach Europy w 2008 r. Leo Beenhakeer próbował jeszcze ratować się Markiem Saganowskim i Tomaszem Zahorskim. Dopiero na Euro 2012 wystawiliśmy strzelca uznanego w Europie (w tamtym sezonie Lewandowski zdobył 22 gole w Bundeslidze), do którego cztery lata później dołączył Arkadiusz Milik po świetnym sezonie w Ajaksie Amsterdam. I wydawało się, że być może nadchodzą dobre czasy dla polskiego napastnika. Teza do obalenia - Macie Lewandowskiego i Milika, do Milanu poszedł Piątek, spore możliwość ma ten młody Kownacki. Chyba już można mówić o polskiej szkole napastników - zagadnął mnie z uznaniem jeden z izraelskich dziennikarzy przy okazji meczu Polaków w Jerozolimie. Od tego czasu minęły niewiele ponad dwa miesiące i powyższą tezę trudno byłoby obronić, bo z tzw. polskiej szkoły napastników został pan profesor Robert Lewandowski, pilny uczeń Arkadiusz Milik, a dalej już tylko ci, którzy na razie odesłani zostali do poprawki. Stawianie Kownackiego wśród nadziei jest już coraz bardziej naciągane. Obecnie były zawodnik Lecha Poznań jest bliżej okrzyknięcia najgorszym transferem Bundesligi niż nadzieją na cokolwiek. Fortuna Dusseldorf zapłaciła za niego 7,5 mln euro, a w zamian otrzymała 19 (!) spotkań bez bramki. I na szybką poprawę nie ma co liczyć, bo 23-letni zawodnik właśnie nabawił się kontuzji i musi przejść operację. W tej sytuacji to Krzysztof Piątek miał być potwierdzeniem, że coś w szkoleniu polskiej ofensywy drgnęło, ale na razie zrobił krok w tył. I to krok - wbrew próbom bronienia go - całkiem spory. Hertha może i ma mocarstwowe plany, ale na razie to dopiero 13. drużyna Bundesligi, która jest zaledwie sześć punktów nad strefą spadkową, a jej największym sukcesem są mistrzostwa Niemiec sprzed blisko... 100 lat. I choć dziś AC Milan należy do największych rozczarowań Europy, to już fakt, że rozczarowaniem jest 8. miejsce w Serie A i realna szansa na europejskie puchary pokazuje, jakie jest miejsce tego klubu w hierarchii europejskiego futbolu. I jest to miejsce zdecydowanie wyższe od tego, które zajmuje Hertha. Krok w tył Krzysztofa Piątka to dwa kroki w tył dla polskiej szkoły napastników, bo pokazuje, że od czasu wypłynięcia Lewandowskiego i Milika w polskim szkoleniu zrobiła się wielka wyrwa, na razie tylko czasowo przysypywana przez Piątka. Długa droga dla pozostałych Nadzieje można wiązać z Jarosławem Niezgodą czy Adamem Buksą, ale oni zamiast podbojów najmocniejszych lig zdecydowali się na MLS. Ligę zdecydowanie lepszą od Ekstraklasy, jednak droga ze Stanów Zjednoczonych na piłkarskie salony do najkrótszych nie należy. Oczywiście nikt nie łudził się, że co pięć lat będziemy czarować świat nowym Lewandowskim, czy nawet Milikiem, bo takie możliwości ma niewiele narodowości na świecie. W tej sytuacji nie można jednak ulegać złudzeniu, że w polskiej ofensywie oferujemy bogactwo, bo wyszkolenie 2-3 klasowych napastników przez więcej niż dekadę, bogactwem nie jest. Podobnie sprawa ma się z szukaniem drugiego Lewandowskiego - szybko okrzyknięto nim właśnie Piątka, tymczasem bliżej realizacji jest teza o Lewandowskim/Bońku/Lubańskim, który trafia się raz na 30 lat. Piotr Jawor