Osobiście nie spodziewam się diametralnych zmian, bo zwycięskie gole strzelone przez Frankowskiego, Żurawskiego i Krzynówka w meczach z Austrią i Walią utwierdziły "miodowe towarzystwo" (siedziba PZPN mieści się na ul. Miodowej w Warszawie), że działa prawidłowo, a ludzie odpowiedzialni za prawidłowość w polskim sporcie (MENiS i Sejmowa Komisja ds. Sportu) w dalszym ciągu będą przymykali oko na futbolowe przekrętła, by nie psuć "zwycięskiej atmosfery" w drużynie narodowej. By nie być posądzonym o defetyzm, posłużę się kilkoma przykładami (na plus i na minus), świadczącymi o niekoniecznie twórczej działalności ludzi spod znaku PZPN. Niewątpliwym sukcesem było zakwalifikowanie się - po 16 latach - naszych orłów do finałów MŚ 2002, jednak kompromitująca gra na koreańskich boiskach zmusza do refleksji i pytania, co było przyczyną takiej postawy biało-czerwonych - szczególnie w meczach z gospodarzami i Portugalczykami. Profesjonalna, pezetpeenowska analiza koreańskiego występ(k)u do dnia dzisiejszego nie doczekała się realizacji. Moim zdaniem nie została zachowana proporcja pomiędzy marketingiem a treningiem w okresie przygotowawczym (od meczu z Norwegią, dającego awans, do wyjazdu na mistrzostwa) i piłkarze, zamiast skupić się na sprawach szkoleniowych, nagrywali różnego rodzaju reklamówki, które "załatwiał" im jeden z wiceprezesów związku. W efekcie, zespół już podczas towarzyskich potyczek z Japonią w Łodzi i Rumunią w Bydgoszczy, przejawiał objawy zatrucia reklamowego, natomiast biegając na koreańskich boiskach nasi piłkarze sprawiali wrażenie, jakby nagle dostali rozwolnienia, po konsumpcji słynnych zup reklamowych. Kompromitująca porażka w eliminacjach ME 2004 z Łotwą w Warszawie, była kontynuacją "tfu...rczej" pracy wspomnianego powyżej wiceprezesa, który po powrocie z Korei nagle zapragnął zostać selekcjonerem. Kolejny sukces, jakim niewątpliwie był złoty medal zdobyty na mistrzostwach Europy (U-19) w Finlandii, został zdewaluowany przez zatuszowanie faktu aresztowania (na 12 dni) naszego reprezentanta podejrzanego o udział w zbiorowym gwałcie na niespełna 16-letniej Fince. Tak się dziwnie składa, że szefem ekipy był pan Eugeniusz Nowak z Bydgoszczy, natomiast jednym z decydentów, w zatuszowaniu tego godnego pożałowania incydentu, był ... też człowiek, który związany jest z miastem nad Brdą. Jeśli do tego dodać sprzedanie, bez ogłoszenia publicznego przetargu, praw do transmisji telewizyjnych z eliminacji do MŚ 2006 oraz sfałszowanie statutu PZPN (posiadam niezbite dowody, które przedstawiłem w książce pt."Polski Związek Piłki Nożnej, czy Przestępcy Zrzeszeni Przeciwko Nam), oraz kilka pomniejszych afer, to nieodparcie nasuwa się wniosek, że na sobotnim walnym zgromadzeniu Zbyszek Boniek i jego "bydgoski przyjaciel" nie mogą zostać wybrani do nowych władz. Poza tym Michał Listkiewicz powinien dokonać weryfikacji kilkunastu członków dotychczasowego zarządu i podziękować im za współpracę, bo jeśli tego nie zrobi, to w wyborach parlamentarnych, partia, która w swoim programie zapewni, że zajmie się oczyszczeniem polskiej piłki ze "smrodliwego powietrza" zdobędzie parę punktów wyborczych, ponieważ kibice mają już dość cyklicznie wybuchających skandali i afer w naszym futbolu. A wówczas poleci wiele "miodowych głów" z tą najważniejszą na czele - a szkoda, by walory "Listka" (ze względy na wspaniałą międzynarodową przeszłość sędziowską, obecne układy w UEFA i FIFA oraz biegłą znajomość kilku języków obcych - niebagatelne znaczenie w globalnym świecie) nie wykorzystać dla dobra polskiej kopanej. Reasumując, ten zjazd ma wbrew pozorom ogromne znaczenie dla przyszłości najpopularniejszej dyscypliny sportowej w kraju i dlatego mandatariusze muszą podczas glosowania odrzucić prywatę i różnego rodzaju układziki, by nowo wybrane władze poprawiły wizerunek polskiego futbolu, dzięki czemu stadiony - tak jak to było w minionych latach - zapełnią się do ostatniego miejsca na każdym ligowym spotkaniu, a reprezentacja i "eksportowe" kluby zaczną wreszcie odnosić znaczące międzynarodowe sukcesy. Jan Tomaszewski