W związku z tym, wynik tego spotkania miał drugorzędne znaczenie, natomiast priorytetową sprawą była odpowiedz na pytanie - który z tych młodych debiutantów będzie zmiennikiem pewniaków (Dudka, Krzynówka, Żurawskiego, Frankowskiego itd.) w przypadku zakwalifikowania się naszej reprezentacji na niemieckie finały, bądź na wypadek kontuzji. Jeśli chodzi o - odpukać w niemalowane - urazy czołowych graczy, to trudno je przewidzieć, natomiast z dużą odpowiedzialnością można stwierdzić, że sztab szkoleniowy PZPN nie może popełnić koreańskiego błędu, kiedy to w 23 osobowej kadrze znaleźli się jako dublerzy podstawowych graczy zawodnicy (Majdan, Matysek, Kucharski, Sibik, Murawski, Zieliński i paru innych wiekowo zaawansowanych zawodników) , którzy po powrocie z mundialu pokończyli kariery, bądź zniknęli z pola widzenia kolejnych selekcjonerów: Zbigniewa Bońka i Pawła Janasa. Był to błąd, który kosztował nas przegranie eliminacji do finałów ME 2004, ponieważ nowi kadrowicze nim dostosowali się do wymogów i atmosfery panującej w reprezentacji, skompromitowali się w meczu z Łotwą i było po herbacie. Natomiast, gdyby na prawie dwumiesięcznym zgrupowaniu przed inauguracyjnym meczem z Koreą przebywała 6-7 osobowa grupa najbardziej utalentowanych młodzieżowców, lub złotych juniorów, to jestem przekonany, że nastąpiłaby - prawidłowa "transfuzja świeżej krwi", jaka następuje w czołowych reprezentacjach świata - prawidłowa zmiana warty w drużynie narodowej i to My zamiast Łotyszy występowalibyśmy na portugalskich boiskach. Dlatego mam nadzieje, że trener Janas nie potraktuje występu krajowców w Chicago, na zasadzie odfajkowania nikomu nie potrzebnego, towarzyskiemu spotkaniu z Meksykiem, ale wnikliwie przeanalizuje grę poszczególnych zawodników, wystawi im indywidualne cenzurki, szczególnie jeśli idzie o przydatność "młodziaków" jako zmienników, 12-13 "pewniaków", którzy w dotychczasowych rozgrywkach grupowych, zdobyli 15 punktów. Jestem przekonany, że wynikiem takiej oceny, od następnego międzypaństwowego meczu zamiast Bartosza Karwana, Radosława Kałużnego, Tomasza Hajty, Dariusza Żurawia i paru innych zgranych już "reprezentacyjnych kart" selekcjoner powoła młodych, rządnych sukcesu Orlików, którzy - w przypadku awansu - na niemieckich boiskach podczas MŚ 2006, będą MUSIELI, szczególnie w końcówkach spotkań zastąpić któregoś z podstawowych graczy. Mecz z Meksykiem był bardzo surowym egzaminem dla naszych młodych graczy, bo praktycznie musieli Oni stawić czoło ... "dwóm przeciwnikom" więcej, silnemu wiatrowi i "kartoflisku" na Solider Field, którzy "grali" wspólnie z naszymi rywalami, bowiem - ze zrozumiałych względów - złe warunki zawsze sprzyjają drużynie lepiej wyszkolonej technicznie. Mnie osobiście do gustu najbardziej przypadła gra dwójki napastników , Ślusarski-Brożek, a cwaniactwo tego ostatniego (sprytnie uciekł z ofsajdowej pułapki) i przepiękny gol potwierdza opinię, że Paweł musi częściej pokazywać się w jedenastce Wisły. Również występ Przemysława Kaźmierczaka i Marcina Burkhardta, a szczególnie ich długie, niekonwencjonalne prostopadłe podania uruchamiające kontratak, zasługują na uwagę i ... dalsze reprezentacyjne nominacje. Poza tym, debiutanci wykazali zadowalającą wolę walki i zdyscyplinowanie taktyczne. Chociaż jeśli chodzi o te elementy gry (ja też kiedyś tam, debiutowałem w kadrze i doskonale wiem jak to mobilizuje) to nie wyobrażam sobie , by debiutanci, lub zawodnicy, którzy mają zaliczone pojedyncze występy w kadrze, nie realizowali z super przesadną... nadgorliwością, poleceń trenera, by się "przypodobać" selekcjonerowi i dlatego, już przed meczem, można było - na niemal 100 procent - to przewidzieć. Osobiście żałuję, że selekcjoner zbyt późno wprowadził na boisko Gizę i w ogóle nie skorzystał z usług Cabaja (kiedy, jak nie w takich meczach - gdzie wynik jest sprawą drugorzędna - mają być sprawdzani), bowiem, ze względu na odporność psychiczną, bardzo dobra gra w drużynie klubowej, wcale nie musi mieć przełożenia na występy w narodowym teamie. Mam nadzieję i życzę tego z całego serca Pawłowi, by mecz w Chicago był krokiem milowym w przygotowaniach do swoistych futbolowych wojen, jakie czekają biało- czerwonych w następnych eliminacyjnych spotkaniach, które, zapewnią nam co najmniej drugie-premiowane bezpośrednim awansem-miejsce w grupie. Na zakończenie reprezentacyjnego tematu, chciałbym ustosunkować się do kilku artykułów prasowych w których przedstawiany jestem jako DONOSICIEL, który w sposób tajny zadenuncjował w fińskiej prokuraturze byłego reprezentanta Polski juniorów, Łukasza M., oskarżonego o gwałt na 15 letniej dziewczynce. Otóż publicznie oświadczam (co bardzo łatwo sprawdzić), że nie wysłałem żadnego donosu do fińskich Organów Ścigania, natomiast robiłem wszystko, by sprawa ta nie doczekała się przedawnienia (czytaj zatuszowana) i została wyjaśniona do końca. Mam tu na myśli moje artykuły, w których przypominałem "gwałtowne fakty" i spotkania na wielu przyjęciach okazjonalnych - szczególnie w ambasadach - na których byłem zaproszonym gościem, a podczas których mówiłem o tym skandalicznym czynie. Być może ktoś z ambasady fińskiej przeczytał mój felieton, bądź usłyszał słowa wypowiedziane na ten temat i zgodnie z prawem i obowiązkami wynikającymi z pełnionej funkcji powiadomił kogo trzeba i tym samym sprawa aresztowania Przemysława Kaźmierczaka, który jako kozioł ofiarny przesiedział 12 dni w fińskim więzieniu - podczas, gdy jego koledzy, kierownictwo ekipy z jednym z szefów związku Zbigniewem B. świętowali sukces, jakim niewątpliwie było zdobycie mistrzostwa Europy - zostanie wreszcie wyjaśniona. Zatem jestem ogromnie zdziwiony taką oceną mojej publicznej i publicystycznej działalności, ponieważ ja od kilkudziesięciu lat (zaczynałem, jak dobrze pamiętam od katowickiego Sportu) jawnie donoszę na polski futbol, a właściwie na patologię w naszej skopanej i będę tak postępował do momentu, aż w polskiej piłce nastanie normalność. Natomiast, jeśli polska jurysdykcja jest ślepa i uważa, że nasi futboliści mogą bezkarnie gwałcić, zabijać , prowadząc samochód pod wpływem alkoholu, kupczyć meczami, sędziowie będą w dalszym ciągu bezkarnie wygwizdywać spotkania, a kibice zabijać się nawzajem, przed, podczas i po meczach, to już nie moja broszka. Ja mam czyste sumienie, bo upubliczniam te haniebne zdarzenia i wypowiadam swoje, krytyczne zdanie na te (nie rozumiem dlaczego kontrowersyjne?) tematy, ponieważ uważam - być może się mylę, ale takie niestety jest prawo demokracji - że tylko oczyszczenie naszej piłki z patologii jest jedynym lekarstwem na to, by kibice, tak jak to jest prawie na całym świecie, zapełniali trybuny do ostatniego miejsca. Natomiast, jeśli moją działalność ktoś zalicza do donosicielstwa, to po pierwsze, nigdy nie chciałbym być posądzony o to ,że jestem koniunkturalistą i piszę krytycznie, tylko o wygodnych dla mnie tematach - wzorując się na jednym z łódzkich dziennikarzy, który publicznie mówi, że On doskonale wie o licencyjnych przekrętach Widzewa, jednak nie będzie o tym pisał, ponieważ jest usatysfakcjonowany faktem, iż mecze na widzewskim stadionie zapewniają rozrywkę kilku tysiącom łodzian. A po wtóre, to jak należy określić teksty dziennikarzach Gazety Wyborczej, którzy nagłośnili afery "Riwingate" i sprzedaż skór w łódzkim pogotowiu, oraz wielu innych publikacji, po których prokuratura wszczynała postępowanie... nie tylko wyjaśniające... Jan Tomaszewski W związku z obraźliwymi tekstami komentarzy dotyczących felietonów Jana Tomaszewskiego, uprzejmie informujemy, że nie będziemy publikowali anonimowych komentarzy w których zamiast merytorycznej dyskusji, będą zawarte wyzwiska, pogróżki i obraźliwe epitety pod adresem naszego współpracownika. Jeśli ktoś z zainteresowanych czuje się pokrzywdzony tekstem Jana Tomaszewskiego, ma prawo dochodzić sprawiedliwości drogą prawną. Jednocześnie informujemy, że zamieścimy każdy, nawet najbardziej drastyczny komentarz, ale pod warunkiem uprzedniego sprawdzenia danych osobowych autora, by pan Jan Tomaszewski mógł dochodzić swoich praw w sądzie powszechnym.