Zastanawiam się, jakie selekcjoner Franciszek Smuda może wyciągać wnioski po tak "wartościowym" dwumeczu, jak ten z Litwą i Grecją? Poza takimi, że nie ma sensu grać na murawie, jak ta w Kownie, i nie ma co ryzykować wpuszczania między słupki bramkarza, który ma staż zaledwie 13 meczów w Ekstraklasie. Franz miał szczytne plany na 2011 rok: "Przeciwnicy z najwyższej światowej półki, walka o każdy metr boiska w każdej minucie - tylko takie przygotują nas na Euro 2012". Sęk w tym, że na razie nie zapewniono mu takich przeciwników. Wartościowym sprawdzianem był jedynie sparing z Norwegią, która próbowała przycisnąć naszą obronę. Grecy tego nie zrobili. Zresztą wystarczy porównać ich skład wyjściowy na mecz z Orłami do tego, w jakim wyszli na rozgrywany trzy dni wcześniej eliminacyjny pojedynek z Maltą. Z najsilniejszej ekipy zostali tylko: Papadopulos, Karagounis i Samaras. Reszta była rezerwowa, a jeszcze słabsze u Greków było podejście do meczu. W czerwcu zagramy mecz z prawdziwego zdarzenia na pięknym stadionie (PGE Arena Gdańsk) z silnym rywalem (Francja) przy głośnym dopingu. Niech to będzie nowe otwarcie ostatniej fazy przygotowań reprezentacji do Euro 2012. Łatka, jaką próbujemy przyszyć Smudzie i jego reprezentacji, to brak schematu rozgrywania stałych fragmentów gry. Czy ktokolwiek zauważył taki w reprezentacji za długiej kadencji Leo Beenhakkera czy Pawła Janasa? Spotykająca się na tydzień reprezentacja, mająca raczej niskich piłkarzy, ma mizerne szanse na opracowanie zaskakujących rzutów rożnych czy wolnych. Zresztą, gdy Ludovic Obraniak przymierzył pięknie z rzutu wolnego w spotkaniu z Wybrzeżem Kości Słoniowej, to nikt nie narzekał. Teraz, gdy grzejący w klubie ławę Ludo jest w słabszej formie, czepiamy się stałych fragmentów. Dyskutuj na blogu i zobacz inne teksty Michała Białońskiego