Gdyby to był szef PSG Nasser Al-Khelaifi nikt nie łapałby się za głowę. Szejkowie, tak jak oligarchowie dorobili się w światowej piłce osobnego statusu. Aby walczyć z ich nieopanowaną żądzą pompowania futbolowego balonu setkami milionów euro, szef UEFA Michel Platini wdraża ideę finansowego fair play. Jednym z klubów, u których miał najsilniejsze wsparcie był Bayern Monachium. Prezes szydził z Realu i Barcelony Jeszcze niedawno prezes Uli Hoeness szydził na temat Realu Madryt i Barcelony, opowiadając androny, że pogrążona w kryzysie Hiszpania wyciąga rękę po pomoc Unii Europejskiej, by potem wydać kosmiczne pieniądze na Cristiano Ronaldo, czy Leo Messiego. Teraz sam płaci 40 mln za piłkarza, który okazał się za drogi dla hiszpańskich kolosów. Oczywiście Bayern zasad finansowego fair play nie złamał. Bawarski klub stać na to, by uczynić z Javiego Martineza najdroższego gracza Bundesligi. Inna rzecz, czy defensywny pomocnik jest wart aż tyle? Wysokość transferu osiągnęła tak zawrotny pułap dzięki uporowi Athletic Bilbao. Trudno się kupuje od kogoś, kto nie chce sprzedać. 24-letni Javi Martinez to wyjątkowo zdolny defensywny pomocnik, lub środkowy obrońca. Podczas Euro 2012 nie dostał jednak nawet cienia szansy rywalizacji z Xabim Alonso i Sergio Busquetsem. W przebiciu się do podstawowego składu mistrzów świata i Europy nie pomogła mu też kontuzja Carlesa Puyola, Vicente del Bosque wolał przesunąć na środek obrony Sergio Ramosa. W Polsce i na Ukrainie zawodnik Athletic był więc przyspawany do ławki, a tytuł mistrza Europy w CV zawdzięcza kolegom. Oczywiście nie jest to dowód na bezsensowność planów klubu z Monachium, który dostrzegł w Martinezie materiał na kolejną wersję "Cesarza" boisk. Być może Bask pomoże Monachijczykom uporać się z hegemonią Borussii Dortmund, a także wyleczyć traumę po przegranym na Allianz Arena finale Ligi Mistrzów. To jednak wydatek co najmniej ryzykowny. Przecież od zapłacenia takiej kwoty za Martineza odstąpiły nawet te kluby, które zdaniem Uli Hoenessa bez umiaru szastają forsą. 40 mln za piłkarza w dobie kryzysu Czy kogoś to szokuje, czy nie, w czasach głębokiego kryzysu na liście najdroższych graczy ligi niemieckiej Javi Martinez wyprzedził Mario Gomeza, na którego Bawarczycy wydali 30 mln euro. Wśród najdroższych graczy hiszpańskich zajął trzecie miejsce, ex quo z piłkarzami Barcelony Davidem Villą i Cescem Fabregasem. Pierwszy jest Fernando Torres (58 mln), drugi Gaizka Mendieta. Już w 2001 roku Lazio zapłaciło za niego Valencii 48 mln euro. Oczywiście nie wszyscy gracze hiszpańscy mają ceny. Andres Iniesta wart jest najwięcej, tylko prezes Barcy Sandro Rosell nie odważyłby się go spieniężyć. Szef Athletic też nie chciał oddać Martineza, tyle, że podpisał z nim kontrakt z klauzulą odejścia w wysokości 40 mln euro. Kto mógł przypuszczać, iż to nie okaże się kwotą zaporową? To jest transfer unikalny w skali światowej. Kupują Niemcy, z natury skłonni do oglądania po kilka razy każdej ze stron euro. Sprzedają Baskowie, którzy z zasady nie sprzedają swoich. Kiedy Javi miał 18-lat Athletic wydarło go Osasunie Pampeluna płacąc astronomiczną kwotę 6 mln euro. W dodatku młodego gracza w ogóle nie cenił ówczesny trener klubu Javier Clemente. Martinez przebił się w końcu do składu, a u Marcelo Bielsy stał się gwiazdą zespołu. Sukces w Lidze Europejskiej sprawił, że popyt na niego i napastnika Fernando Llorente stał się w Europie powszechny. Llorente ogłosił, że nie przedłuży kontraktu z klubem, który zaoferował mu podwyżkę do 4,5 mln euro za sezon (piłkarz żądał o milion więcej). W tej sprawie nie chodziło jednak wyłącznie o pieniądze. Prezes Athletic mówił o klęsce idei, burmistrz Bilbao nazwał wymagania piłkarza "obscenicznymi". Llorente zaatakował też szef Nacjonalistycznej Partii Basków i część kibiców, którzy wyzwali obu odchodzących graczy od zdrajców. W tym czasie rozbita drużyna Athletic zaczęła sezon Primera Division najgorzej w historii, od dwóch porażek tracąc w sumie aż 8 goli. Czyżby to był koniec przygody Basków w futbolu na najwyższym poziomie? Tradycja jeszcze raz przegrała starcie z wielkimi pieniędzmi. A może klub z Bilbao znajdzie graczy, którym uda się zastąpić Martineza i Llorente? Kasa się zapełnia. Futbol jak religia Aby uzmysłowić wszystkim, czym jest futbol w kraju Basków opowiada się zwykle dowcip o spotkaniu dwóch mieszkańców regionu. Jeden pyta drugiego, czy jest za Athletic Bilbao, czy za Realem Sociedad San Sebastian? "Ani za jednymi, ani za drugimi" - pada zaskakująca odpowiedź. "Czyli, jesteś ateistą?". Byłoby pół biedy, gdyby nieszczęście fanów Athletic posłużyło Martinezowi i Llorente. W Bayernie niezwykli marnować potencjału graczy, choć przykład Lukasa Podolskiego temu przeczy. Może hiszpański pomocnik zostanie objawieniem sezonu w europejskiej piłce? Na razie jednak wydawanie na niego 40 mln euro wydaje się najkosztowniejszą z możliwych wersji randki w ciemno. Martinez podpisał kontrakt na pięć lat, z pensją 10 mln za sezon, z których po dwa ma oddawać bawarskiemu klubowi, by tak naprawdę koszty transferu obniżyć do 30 mln. Widać, że ma silną motywację, by grać w jednej z najsilniejszych drużyn Europy. Czy za jakiś czas okaże się, że ucieczka z Kraju Basków była dobrym ruchem, czy też wydatek Niemców z lata 2012 roku pozostanie w kronikach, jako bardziej absurdalny niż futbolowe inwestycje szejków z City, PSG i Romana Abramowicza? Gdy spojrzymy na listę najdroższych graczy hiszpańskich, znajdziemy tam nazwiska bardziej znamienite niż Martinez. Mimo to pokaźna część z nich miała, lub wciąż ma poważne kłopoty, by zwrócić klubom to, co zainwestowały. Dariusz Wołowski Porozmawiaj z autorem artykułu na jego blogu!