Odkąd Erling Haaland latem ubiegłego roku zamienił Borussię Dortmund na Manchester City, nie przestaje zachwycać kibiców "Obywateli". Norweg w swoich 37 występach we wszystkich rozgrywkach zdobył już 42 gole, dokładając do tego 5 asyst. We wtorek, 22-latek był prawdziwym koszmarem dla defensywy RB Lipsk. Mistrzowie Anglii wygrali w rewanżowym spotkaniu 1/8 finału tegorocznej edycji Ligi Mistrzów aż 7:0, a Haaland pokonał Janisa Blaswicha aż pięciokrotnie, wyrównując wyczyn Leo Messiego i Luiza Adriano, jeśli chodzi o liczbę goli zdobytych w jednym spotkaniu Champions League. Wielu sugerowało, że był on gotów pobić osiągnięcie poprzedników i stać się samodzielnym liderem pod tym względem, jednak Pep Guardiola postanowił przedwcześnie ściągnąć go z boiska, chwilę po piątym trafieniu. Napastnik nie ukrywał z resztą rozczarowania z tego powodu. Wczoraj Haaland i jego zespół ponownie okazali się bezlitośni dla rywali. W ćwierćfinałowym spotkaniu Pucharu Anglii, przeciwko Burnley - prowadzonemu przez legendę "The Citizens" Vincenta Komapny'ego - podopieczni Guardioli zwyciężyli aż 6:0, a Norweg zanotował swojego szóstego hat-tricka w tym sezonie. Guardiola przestrzega. To nie będzie trwało wiecznie Jednak podczas pomeczowej konferencji prasowej, mimo zachwytu nad występem zespołu, hiszpański szkoleniowiec zwrócił uwagę na pewien problem, który może napotkać napastnik na swojej drodze z racji standardów, jakie wyznaczył w tym sezonie. "W przyszłości będzie miał problem. Ludzie będą oczekiwać, że co mecz będzie strzelał trzy albo cztery gole, a to się nie wydarzy. Wiem, że on niczym się nie przejmuje, zawsze jest pozytywnie nastawiony, nie narzeka, dba o siebie. Osiem goli w dwóch meczach to niesamowite osiągnięcie. Stanowi ogromne zagrożenie, ma moc" - powiedział Guardiola. Kolejne spotkanie Manchester City rozegra zaraz po przerwie reprezentacyjnej, kiedy 1 kwietnia zmierzy się przed własną publicznością z Liverpoolem.