Po kwalifikacjach to wbrew pozorom nie Red Bull, a Mercedes przystępował do wyścigu w najlepszych humorach. Może i Max Verstappen zapewnił sobie pole position, ale ewidentny problem z samochodem miał Sergio Perez. Meksykanin zaliczył tragiczny ostatni trening, by później w najważniejszej czasówce weekendu wylądować w żwirze i zakończyć jazdę na etapie Q1. "Srebrne Strzały" zaś zaliczyły imponujący powrót. George Russell ustawił się obok obecnie urzędującego mistrza. Z drugiego rzędu ruszył z kolei Lewis Hamilton. - Szkoda, że nie udało się wygrać - mówił zresztą w sobotę młodszy z Brytyjczyków, co uświadomiło wszystkim, iż niemiecka stajnia może być dziś naprawdę groźna. Zwariowany początek. Trzeba było przerwać zmagania Tegoroczna rywalizacja na Albert Park rozpoczęła się z naprawdę grubej rury. Już na starcie dużo lepszym refleksem od obecnego mistrza świata popisał się George Russell. Max Verstappen kompletnie nie mógł odnaleźć właściwego rytmu, bowiem potem także prześcignął go Lewis Hamilton. Jakby było mało zwrotów w akcji, to w ostrą walkę wdali się Charles Leclerc i Lance Stroll, która zakończyła się wypadnięciem Monakijczyka poza tor. Reprezentant Ferrari utknął dodatkowo w żwirze i już z niego nie wyjechał. Rywale z dolnych miejsc z kolei skorzystali z darmowych pit stopów, bo pojawił się samochód bezpieczeństwa. Kierowcy niestety długo nie odpoczęli od Bernda Maylandera, ponieważ na ósmym okrążeniu byliśmy świadkami kolejnej kraksy, tym razem z udziałem Aleksa Albona. Z rozbitego bolidu Taja posypało się mnóstwo elementów, więc sędziowie nie zamierzali ryzykować i wywiesili czerwoną flagę. - Jestem przez to w złej sytuacji - narzekał Lewis Hamilton parę minut przed przerwaniem zmagań, gdy na pit stop zjechał George Russell. Wezwanie wszystkich zawodników do alei serwisowej musiało poprawić mu jednak humor, gdyż znalazł się przez to w doskonałym położeniu ze względu na możliwość zmiany opon. Identycznie zresztą było w przypadku czającego się za nim Maksa Verstappena. Holender zresztą perfekcyjnie wykorzystał splot korzystnych zdarzeń. Co prawda start z pól znów mu nie wyszedł, lecz cierpliwie poczekał na aktywację DRS i na dwunastym okrążeniu z łatwością przebił się przed Lewisa Hamiltona, by potem w niecałe pięć minut odjechać mu na ponad dwie sekundy. Wówczas stało się jasne, że jeżeli nie zdarzy się nic złego dla Red Bulla, to czeka nas kolejna dominacja fruwającego po torze 25-latka. O ile Max Verstappen w pewnym momencie mógł nawet usnąć z nudów, o tyle wyścig pełen wrażeń ma za sobą Sergio Perez. Meksykanin rozpoczął ściganie z alei serwisowej za nowe elementy zamontowane w bolidzie spoza bezkarnej puli, ale oczywiście celował w jak najlepszy wynik dlatego czekało go masowe wyprzedzanie rywali w wolniejszych konstrukcjach. Przypominało to jeden wielki slalom. Co warto zaznaczyć dość skuteczny slalom, bo zakończony awansem z dwudziestej lokaty na piątą. Szalony restart. Dramat Alpine i Sainza Gdy wydawało się, że fanów czeka nudna końcówka, o podkręcenie emocji postanowił zadbać Kevin Magnussen. Duńczyk popełnił błąd na jednym z zakrętów i uderzył w barierę. Spowodowało to uszkodzenie zawieszenia i konieczność zaparkowania na poboczu. Początkowo na torze pojawił się safety car, lecz sędziowie ekspresowo zmienili zdanie i wywiesili drugą niedzielną czerwoną flagę. Kierowców czekało więc zacięte ściganie do samej mety, ponieważ do pokonania pozostały wówczas jedynie dwa okrążenia. Zdezorientowany był nie tylko Max Verstappen, ale i Lewis Hamilton, który już powoli witał się z drugim stopniem podium. Totalnie niezrozumiała zdaniem wielu kibiców decyzja zupełnie się nie obroniła, bowiem podczas restartu doszło do niewiarygodnego zamieszania i paru poważnych wypadków. Poza torem wylądował chociażby duet Alpine, a w pierwszym zakręcie kontakt z Carlosem Sainzem zaliczył ruszający z trzeciego pola Fernando Alonso. Sędziowie widząc to co działo się na starcie, zdecydowali się po raz kolejny wprowadzić czerwoną flagę i wznowić wyścig za samochodem bezpieczeństwa na zaledwie jedno kółko według kolejności w jakiej zawodnicy ustawili się na poprzednim restarcie. Max Verstappen z łatwością utrzymał więc prowadzenie. Podium uzupełnili Lewis Hamilton oraz Fernando Alonso. Najwięksi przegrani? Wspominani przez nas przedstawiciele Alpine. Zamiast podwójnego finiszu w punktach, Francuzi wyjadą z Australii z zerowym dorobkiem. Z grymasem na twarzy do Europy powróci również Carlos Sainz. Hiszpan spadł poza TOP 10 ze względu na pięć sekund kary za spowodowanie kolizji z Fernando Alonso. - Pogadajcie z nimi, żeby zrobili to po wyścigu. Chcę złożyć wyjaśnienia - wściekł się zawodnik Ferrari, a my się mu wcale nie dziwimy. Takiego cyrku w Formule 1 nie oglądaliśmy już od dawien dawna. Wyniki wyścigu o Grand Prix Australii: