Tegoroczne Grand Prix Japonii już przed startem określano jako historyczne, ponieważ nigdy wcześniej w kraju kwitnącej wiśni kierowcy Formuły 1 nie ścigali się wiosną. Wyścigi zazwyczaj odbywały się jesienią, ale w tym roku organizatorzy tak zmodyfikowali kalendarz, by możliwie jak najbardziej ograniczyć długie podróże i skumulowali rundy w Azji, bo za dwa tygodnie zmagania przeniosą się do Szanghaju. To między innymi efekt rekordowego kalendarza, składającego się z aż 24 rund. Na Suzuce niestety oglądaliśmy też zupełnie inny początek wyścigu niż w trzech poprzednich rundach sezonu 2024. Już na pierwszym okrążeniu w bandzie wylądowali Alex Albon oraz Daniel Ricciardo. Sędziowie długo się nie zastanawiali i błyskawicznie wywiesili czerwone flagi. O ile z zawodnikami wszystko w porządku, o tyle bariery oraz bolidy uległy dość mocnym zniszczeniom. Nie bez powodu wspominamy o uszkodzonych autach, ponieważ są to fatalne informacje dla Williamsa, niedysponującego zapasowym podwoziem aż do Miami. Szczęściem w nieszczęściu ekipy jest fakt, że do Chin Formuła 1 zawita nie za tydzień, a dopiero za dwanaście dni. Daniel Ricciardo również nie znajduje się w idealnym położeniu, bo po czterech rundach nie ma na koncie ani jednego punktu. Na jego fotel w RB czai się utalentowany Liam Lawson. Po Internecie krążą zresztą plotki o rzekomym ultimatum postawionym Australijczykowi. W głównej ekipie Red Bulla panują zgoła odmienne nastroje. Nie może być jednak inaczej, skoro Sergio Perez wykonuje kawał dobrej roboty i zupełnie nie przypomina zawodnika z zeszłego roku. Meksykanin znów zaimponował ogromną dojrzałością, nie podpalał się atakowaniem Maksa Verstappena. Dało to Austriakom kolejny w sezonie dublet, a kierowcy z Guadalajary zdecydowanie lepszą pozycję w nadchodzących rozmowach kontraktowych. Szok. Ferrari jednak potrafi w strategię Czy z powodu dominacji Red Bulla oglądaliśmy nudny wyścig? Niekoniecznie. Do samego końca trwała na przykład walka o najniższy stopień podium. Fenomenalnym tempem w końcówce popisał się Carlos Sainz. Hiszpan doskonale wykorzystał świeży komplet opon i zaliczył awans z piątej na trzecią lokatę. Wcześniej Ferrari błysnęło strategią, co w ostatnich latach nie zdarzało się zbyt często, umożliwiając Charlesowi Leclercowi finisz tuż za zespołowym kolegą. Wyniki wyścigu o Grand Prix Japonii: