Zanim kierowcy pojawili się na Miami International Autodrome, fatalne wieści kibicom przekazał zespół Alpine. Okazało się bowiem, że uszkodzenia w bolidzie Estebana Ocona po kraksie w trzecim treningu okazały się poważniejsze niż zakładano i wykluczyły one Francuza z udziału w ciekawie zapowiadających się kwalifikacjach. - Z naszym zawodnikiem wszystko jest w porządku i jutro na pewno będzie się ścigał - mogliśmy przeczytać w oficjalnym komunikacie. Marne to jednak pocieszenie, ponieważ startując z końca stawki na ulicznym obiekcie piekielnie ciężko o spektakularny rezultat na mecie. Mercedesowi spadł kamień z serca Do śmiechu początkowo nie było też Mercedesowi. "Srebrne Strzały" w piątek zaprezentowały się z całkiem niezłej strony i wydawało się, że ich samochód nie podskakiwał tak bardzo na prostych jak w poprzednich weekendach. Radość kierowców nie trwała długo, ponieważ kilka godzin temu zostali oni brutalnie sprowadzeni na ziemię i w ostatnim treningu zamiast ponownie znaleźć się w czołówce, szorowali dno rankingu. Gdy nadszedł czas poważnej rywalizacji, kibice niemieckiej stajni odetchnęli jednak z ulgą. Może i początkowo Lewis Hamilton mocno męczył się z bolidem, lecz summa summarum poprawił kiepski rezultat w samej końcówce Q1 i uplasował się na przyzwoitej piątej pozycji. W dziesiątce znalazło się także miejsce dla George’a Russella, co niewątpliwie było nadzieją na ewentualny sukces w dalszej części kwalifikacji. Odarci z niej zostali Kevin Magnussen, Guanyu Zhou, Alex Albon oraz Nicholas Latifi. Zwłaszcza odpadniecie pierwszego z nich wywołało duży szok na trybunach, ponieważ Duńczyk w tym roku przyzwyczaił nas do o wiele lepszych wyników. Drugi na liście Zhou również miał powody do niezadowolenia. Kto wie, jaki wykręciłby on czas gdyby nie tłok, na który natrafił tuż przed pojawieniem się flagi w szachownicę. Norris taki dobry, czy Ricciardo taki słaby? W Q2 o dziwo również nie zobaczyliśmy żadnych wypadków, co na takim obiekcie jak ten w Miami można uznać za coś w rodzaju cudu. Na półmetku skończyło się też szczęście Mercedesa. O ile Lewis Hamilton tym razem z palcem w nosie zakwalifikował się do decydującej batalii o pole position, o tyle miejsce bez walki oddał właściwie George Russell. Poza młodszym z Brytyjczyków pod zasłużony prysznic udali się Fernando Alonso, Sebastian Vettel, Daniel Ricciardo i Mick Schumacher. Rozczarowała przede wszystkim postawa Australijczyka z McLarena. Jego zespołowy kolega - Lando Norris w pięknym stylu uplasował się bowiem na znakomitej, trzeciej lokacie. Co gorsza, zawodnik z Perth jako ostatni kierowca w stawce pokonał okrążenie pomiarowe, więc teoretycznie miał najlepsze warunki do tego, by zrehabilitować się po nieudanym początku. Wspaniały finisz Ferrari W finałowym epizodzie kwalifikacji tradycyjnie czekał nas zażarty pojedynek pomiędzy Ferrari a Red Bullem. Pierwsza tura jazd padła łupem austriackiej ekipy, jednak po piętach prowadzącemu Maksowi Verstappenowi deptali zarówno Charles Leclerc, jak i Carlos Sainz. Na potwierdzenie tych słów niech świadczy fakt, iż Hiszpan tracił do mistrza świata niecałe 0,1 sekundy. Reprezentanci Scuderii najwidoczniej wyszli z założenia, że prawdziwych mężczyzn poznaje się po tym jak kończą i kiedy trzeba było przycisnąć - przycisnęli. Efekt? Obecnego czempiona najpierw prześcignął Charles Leclerc, a parę chwil później Carlos Sainz. Stajnia z Maranello ku uciesze czerwonych fanów zgarnęła więc nie tylko pole position, ale i cały pierwszy rząd. Taką sportową złość po tragicznym weekendzie na Imoli to my szanujemy! Brawa należą się również duetowi AlphaTauri oraz Valtteriemu Bottasowi. Fin po raz kolejny wystartuje do wyścigu przed swoim byłym kolegą - Lewisem Hamiltonem i przy dobrych wiatrach stać go jutro na utrzymanie miejsca w TOP 5. Początek niedzielnej rywalizacji o 21:30. Transmisja w Eleven Sports 1. Wyniki kwalifikacji do Grand Prix Miami: