Pietrow był na dobrej drodze, żeby ukończyć zawody na punktowanym miejscu. Na niespełna trzy okrążenia przed końcem Rosjanin jechał na ósmej pozycji i wówczas popełnił błąd. Na jednym z zakrętów wyjechał na pobocze, a kiedy chciał wrócić na tor uderzył w krawężnik. Bolid przez chwilę leciał w powietrzu, następnie z impetem spadł na tor. Pietrow nie opanował samochodu i znów znalazł się na poboczu, uderzając w tablicę. "Muszę powiedzieć, że byłem przerażony, kiedy zobaczyłem jak wysoko leciał bolid Pietrowa" - stwierdził szef Lotus Renault Eric Boullier. "W takim przypadku lądowanie zawsze kończy się źle. Kolumna kierownicy została złamana i to była konsekwencja lądowania. Słowa uznania dla Witalija za to, że starał się kontrolować samochód bez kierownicy" - dodał Boullier. Sam Pietrow bagatelizuje incydent. "Szczerze mówiąc, nadal nie rozumiem, co zrobiłem. Wiedziałem, że Lewis Hamilton jest za mną, a do mety pozostały dwa okrążenia. Pojechałem za szeroko, a na dodatek uderzyłem w wysoki krawężnik. Kiedy uderzyłem o ziemię, moją pierwszą myślą było to, że wyścig dla mnie się skończył. Nie przestraszyłem się. Byłoby o wiele gorzej, gdyby w pobliżu była ściana" - powiedział Pietrow. "Popełniłem mały błąd, którego konsekwencje okazały się kosztowne. Oba nasze samochody powinny zdobyć punkty w tym wyścigu. Dobrą wiadomością jest to, że nasze tempo jest dobre i możemy walczyć z czołówką" - podkreślił Pietrow, który dwa tygodnie temu w Melbourne stanął na najniższym stopniu podium. W Malezji z trzeciego miejsca cieszył się jego kolega z zespołu Nick Heidfeld.