Weekend w Austrii od zawsze wyjątkowo traktowany jest przed Red Bulla. Najlepszy zespół F1 na świecie ma siedzibę właśnie w tym kraju, więc każdy triumf na tym krótkim torze smakuje zupełnie inaczej niż gdziekolwiek indziej. Po poprzednich tegorocznych rundach, gdy tuż za Maksem Verstappenem czaił się Lando Norris, wśród gospodarzy trwającej obecnie imprezy pojawił się niepokój. Ten jednak szybko zniknął jeszcze w piątek. Co prawda w pierwszym treningu mistrz globu zmagał się z awarią samochodu. Nie okazała się ona poważna, bo w kolejnych sesjach rozpoczął się jego koncert. Kwalifikacje do sprintu i głównego wyścigu? Wygrane. Stukilometrowe zmagania także padły łupem 26-latka. Prowadzenie tylko na kilka sekund odebrał mu Lando Norris. Kolejny ich pojedynek rozegrał się w niedzielę. Obaj zajęli dwa czołowe pola na prostej startowej. Niewiele brakowało, a McLaren miałby w talii dżokera w postaci równie szybkiego Oscara Piastriego. Trzeci rezultat anulowali mu sędziowie za przekroczenie limitów toru. Protesty ekipy na nic się zdały. "To bardzo przykre. Był to mój najlepszy przejazd przez zakręt numer 6 tego weekendu i dlatego to tak boli" - mówił rozżalony zawodnik na łamach "parcfer.me". Nie brakowało kar. Sędziowie mieli ręce pełne roboty Na początku wyścigu niestety więcej działo się w alei serwisowej niż na samym torze. Sypały się kary czasowe. Dodatkowe pięć sekund otrzymali Lewis Hamilton oraz Sergio Perez. Brytyjczyk najechał na białą linię przy wjeździe do pitlane. Meksykanin przekroczył prędkość, czego szybko pożałował. Nerwowo zrobiło się też u pewnie prowadzącego Maksa Verstappena. Chodziło o niebezpieczny wyjazd ze stanowiska. Sędziowie długo analizowali powtórki, ale nie zdecydowali się na wymierzenie przewinienia. Z ulgą odetchnął nie tylko kierowca. Na trybunach, z racji domowej rundy "Czerwonych Byków", kibicowało mu kilkadziesiąt tysięcy osób na trybunach. Ten po prostu musiał odwdzięczyć się im zwycięstwem. Przewaga nad Lando Norrisem początkowo rosła wraz z każdym kolejnym okrążeniem. Brytyjczyk później nie zamierzał szaleńczo gonić rywala, ze spokojem czekał na serię ostatnich zjazdów. I cierpliwość popłaciła. Strasznie długi pit stop zaliczył lider klasyfikacji generalnej. Z ośmiu sekund, w końcówce zrobiła się sekunda różnicy, więc zdarzyć mogło się dosłownie wszystko. Ostra walka Verstappena z Norrisem. Na wszystkim skorzystał… Russell 26-latek, jak to ma w zwyczaju, zaczął się strasznie denerwować. "Coś się dzieje z samochodem" - narzekał przez radio. Reprezentant McLarena w międzyczasie robił swoje i cały czas siedział mu na ogonie. Ba, na 59. kółku Brytyjczyk śmiało zaatakował i znalazł się na czele, jednak wyjechał poza granice toru, musiał oddać pozycję rywalowi. Najgorsze nadeszło kilka minut później. Zacięta walka nie miała końca. W jednym z zakrętów doszło do kontaktu. I to nie byle jakiego. Obaj potrzebowali zjazdu do alei serwisowej, Norris już jej zresztą nie opuścił. Prezent od losu wykorzystał George Russell. Jadący spokojnie na trzecim miejscu Brytyjczyk objął fotel lidera nie oddał go do samej mety. W Mercedesie długo nie mogli uwierzyć w taki splot korzystnych dla nich zdarzeń. Zwłaszcza, że na triumf w pojedynczej rundzie czekali prawie dwa lata. Ostatni raz w 2022 roku na najwyższym stopniu podium w barwach "Srebrnych Strzał" stał właśnie George Russell. Brytyjczyk z sukcesu cieszył się wtedy w Brazylii. Runda w Spielbergu znów pokazała, że w Formule 1 nie zawsze wygrywają najszybsze bolidy. Czasem po prostu musi dopisać szczęście. Wyniki wyścigu o Grand Prix Austrii: