Za nami pierwsze, historyczne Grand Prix Kataru Formuły 1. Pomimo sceptycznych zapowiedzi, na Losail International Circuit obejrzeliśmy kawał dobrego ścigania. O ile pierwsze miejsce z łatwością udało się zgarnąć Lewisowi Hamiltonowi, o tyle pojedynek o trzecią pozycję trwał praktycznie do ostatnich metrów. Ostatecznie po pięknej walce na najniższym stopniu podium zameldował się sensacyjnie Fernando Alonso. Hiszpan może też mówić o sporym szczęściu, bowiem jego zespół postanowił zaryzykować i zastosować strategię jednego pit-stopu. Dwukrotny mistrz świata stanął jednak na wysokości zadania i dzięki umiejętnemu zarządzaniu oponami minimalnie ograł szalejącego za nim na świeżym ogumieniu Sergio Pereza. - Nie wiedzieliśmy jaka będzie degradacja, ponieważ dla nas wszystkich to nowe miejsce. Dobrze, że udało nam się skończyć na tak wysokiej pozycji. Cały zespół spisał się wyśmienicie, samochód był niezawodny. Czego chcieć więcej? Dzisiaj Cieszyłem się jazdą - mówił kierowca po zakończeniu wyścigu. Fernando Alonso znów pisze historię Niedzielne podium dla legendy sportów motorowych ma wyjątkowe znaczenie. Po pierwsze, 40-latek udowodnił niedowiarkom, że nadal potrafi rywalizować na wysokim poziomie. Ponadto ostatni raz Hiszpan dostąpił podobnego zaszczytu siedem lat temu na Węgrzech. - Niewiarygodna sprawa. Siedem lat, ale wreszcie się udało. Parę razy było już blisko, jednak zazwyczaj coś stawało na przeszkodzie. Szczerze? Myślałem, że po pierwszym okrążeniu będę prowadził. Chciałem na miękkich oponach zaatakować Lewisa Hamiltona, lecz nie dałem rady - zakończył wyraźnie zadowolony Fernando Alonso. Kierowca z Oviedo, dzięki fantastycznej postawie w Katarze, umocnił się w pierwszej dziesiątce klasyfikacji generalnej. Do dziewiątego Pierre’a Gasly’ego reprezentant Alpine traci obecnie 15 "oczek". W tym roku pozostały co prawda jedynie dwa wyścigi, lecz strata jest jak najbardziej do odrobienia. 3 grudnia najszybsza dwudziestka świata zawita do Arabii Saudyjskiej.