34-letni kierowca Red Bulla, który w zeszłym sezonie był trzeci w klasyfikacji generalnej, wraz ze swoim partnerem z zespołu mistrzem świata Sebastianem Vettelem, w tym roku również wydają się być faworytami w walce o tytuł. Pierwotnie sezon miał się rozpocząć 13 marca w Bahrajnie, ale z powodu zagrożenia w Zatoce Perskiej, ten wyścig został przełożony. - Nadszedł czas, żeby się ścigać. Już prawie kwiecień, ciężko pracujemy od początku stycznia, a jeszcze nie przejechaliśmy żadnego okrążenia wyścigowego - powiedział Webber. - Jestem gotowy do ścigania, ma już dość tylko gadania o tym. Potrzebujemy wyjechać na tor i przekonać się jak wypadniemy w prawdziwej walce. Mieliśmy fenomenalny zeszły sezon, dlatego teraz będziemy ścigani. Oczywiście Ferrari, McLaren, Mercedes, Renault - wszyscy ci duzi chłopcy - spróbują cofnąć nas z powrotem do szeregu - dodał Australijczyk. Red Bull, który w zeszłym roku został również mistrzem świata pośród konstruktorów, w poprzedniej Grand Prix Australii zajął dwa pierwsze miejsca na starcie, ale nie potrafił tego wykorzystać w wyścigu. Startujący z pole position Vettel go nie ukończył, a Webber zakończył dopiero na dziewiątym miejscu i dostał jeszcze upomnienie od stewardów za kolizję z Brytyjczykiem Lewisem Hamiltonem (McLaren-Mercedes). Tym razem jednak Australijczyk, który najwyżej był piąty w domowej Grand Prix, przyznaje, że "prawdopodobnie" ma największą szansę zostać pierwszym reprezentantem gospodarzy, który zwycięży w Melbourne. - Mam nadzieję, że tegoroczny wyścig będzie dla nas lepszy niż poprzedni i że rozpoczniemy sezon solidnym wynikiem. Osobiście chcę, żeby ten weekend obył się dla mnie bez niespodzianek, a reszta sama się ułoży - stwierdził Webber. - To leży w ludzkiej naturze, że zawsze chce więcej i byłoby wspaniale dołożyć zwycięstwo w Australii do triumfów z Monako i na Silverstone. To przecież oczywiste, że Grand Prix w Melbourne jest dla mnie ważne - zakończył kierowca Reb Bulla.