Wspomnianym na wstępie liderem przez prawie dziesięć okrążeń był niespodziewanie Lewis Hamilton. Brytyjczyk stoczył na samym początku bratobójczy pojedynek ze swoim młodszym rodakiem, Lando Norrisem. Reprezentant McLarena walczył z nim koło w koło, ale znalazł się na niekorzystnym fragmencie toru, czego szybko pożałował, bo zamiast być na podium, zleciał w okolice końcówki punktowanej ósemki. - On nigdy niczego nie wygra - pisali załamani kibice w mediach społecznościowych, którzy po świetnym shootoucie w wykonaniu 24-latka liczyli na jego dobry wynik w krótszych zmaganiach. Chwilowe problemy Verstappena. Holender szybko wrócił do gry Po wielki sukces jechał za to Lewis Hamilton. Siedmiokrotnemu mistrzowi początkowo wychodziło dosłownie wszystko, miał autostradę do zainkasowania pełnej sobotniej puli. Max Verstappen przeżywał bowiem problemy ze swoim samochodem. - Coś niedobrego dzieje się z baterią - meldował wściekły inżynierowi. Ten poinstruował go jednak i polecił wybranie innego trybu. Zmiana podziałała błyskawicznie. Holender odżył jak za dotykiem czarodziejskiej różdżki i zaczął systematycznie przebijać się na czoło stawki. Najpierw bez szans w starciu z nim był Fernando Alonso. Później przyszła kolej na Lewisa Hamiltona. - Wiem, że jest tuż za mną. Zostawcie mnie samego - denerwował się legendarny zawodnik słysząc co rusz komunikaty zespołu. Ogromne skupienie na nic się zdało, bo Verstappen załatwił sprawę na dziewiątym okrążeniu i oddalił się od rywala na dobre. Piękna walka o trzecie miejsce. Dramat Fernando Alonso W końcówce kibiców elektryzowała walka o najniższy stopień podium. Wolne tempo Fernando Alonso spowodowało, że tuż obok siebie jechali Carlos Sainz, Sergio Perez oraz Charles Leclerc. Cała czwórka tasowała się jak w kalejdoskopie. Najwięcej zimnej krwi zachował jednak Sergio Perez. Co ciekawe, wspomniany Alonso ostatecznie skończył bez ani jednego punktu. Po kontakcie z Carlosem Sainzem w jego samochodzie doszło do przebicia opony. Czy warto było ustawiać budzik na 5:00? Zdecydowanie. Jeżeli w sezonie 2024 tak właśnie mają wyglądać sprinty, to nie mamy nic przeciwko. Kolejny już zresztą na początku maja w Miami. A dziś w Chinach jeszcze kwalifikacje do głównego wyścigu. Wyniki sprintu F1 w Chinach: