W Kanadzie mnóstwo działo się już od kwalifikacji. Te zakończyły się niemałą niespodzianką i drugim w karierze pole position dla George Russella. Mercedes od samego początku weekendu zachwycał tempem i widać, że poprawki przywiezione do Ameryki Północnej zdały egzamin. Drogę z nieba (w Monako) do piekła (w Kanadzie) przeszło Ferrari. Charles Leclerc niedawno cieszył się z triumfu w ojczyźnie, by zaledwie dwa tygodnie później nie znaleźć się nawet w Q3. A gdzie w tym wszystkim Max Verstappen? Holender miał małego pecha, bo w sobotę uzyskał identyczny wynik co George Russell. Brytyjczyk okrążenie ukończył ciut wcześniej, dzięki czemu to jemu przypadło pole position. Haas zaskoczył na starcie. Hulkenberg tuż za pierwszą trójką Wyścig również zwiastował niespodzianki ze względu na niepewną pogodę, która męczy kierowców oraz kibiców od piątku. Dwa treningi? Deszczowe. Dopiero trzecie zajęcia i kwalifikacje odbyły się przy względnie suchej nawierzchni. W niedzielnych zmaganiach także wymagające warunki dały w kość głównym bohaterom. Na starcie prawie każdy z zawodników korzystał z opon przejściowych, z nadzieją na to, że później do łask wrócą slicki. Tylko Haas zaryzykował z "deszczówkami", co opłaciło się amerykańskiej stajni na starcie. Kevin Magnussen oraz Nico Hulkenberg zaliczyli atomowy początek i po dwóch okrążeniach znajdowali się w punktowanej dziesiątce. Szalał zwłaszcza Duńczyk. Na czwartym kółku był tuż za prowizorycznym podium. Radość jednej z najgorszych ekip w stawce nie trwała długo. Po paru minutach zaczęło przebijać się słońce i opony z niebieskim paskiem nie dawały takiej przewagi jak wcześniej. Nabałaganili dodatkowo mechanicy. Kevin Magnussen na stanowisku serwisowym przebywał prawie dziesięć sekund. Marzenia o sporych punktach do generalki pękły niczym bańka mydlana. W końcu szczęście uśmiechnęło się do Verstappena. Już nie oddał prowadzenia Tuż przed półmetkiem w końcu szczęście w Kanadzie uśmiechnęło się do Maksa Verstappena. Zaczęło się od wypadku Logana Sargeanta, po którym na tor wyjechał samochód bezpieczeństwa. Red Bull błyskawicznie skorzystał z okazji i ściągnął mistrza świata na zmianę opon. Na identyczny ruch zdecydował się Mercedes z George'em Russellem. Dopiero okrążenie później u mechaników pojawił się prowadzący wówczas Lando Norris. Reprezentant McLarena spadł przez to z pierwszego na trzecie miejsce. Fotel lidera objął zaś Holender. To był jednak dopiero początek strategicznych szachów. Zawodnicy musieli jeszcze zjechać przynajmniej jeden raz. Nie pomagały zmieniające się co rusz prognozy pogody. Druga seria pit stopów nie obfitowała już w takie emocje. Max Verstappen utrzymał się na czele, ponadto "pomogli" mu jadący za nim Brytyjczycy z Mercedesa i McLarena. Walkę George’a Russella z Lando Norrisem oglądało się kapitalnie. Obaj stracili przy okazji sporo czasu do lidera, dzięki czemu obecny czempion poczuł się trochę spokojniejszy. Komfortowa sytuacja Holendra nie trwała długo. Po kontakcie z Carlosem Sainzem na poboczu utknął Alex Albon i po raz drugi w niedzielny wieczór polskiego czasu oglądaliśmy neutralizację. Skupiony mistrz świata zaliczył idealny restart i do mety nie dał się już dogonić żadnemu rywalowi. W międzyczasie z TOP 3 wypadł George Russell. 26-latek uznał wyższość Oscara Piastriego. Zawodnik Mercedesa oczywiście nie miał zamiaru się poddawać, dlatego zaczął "nękać" młodszego przeciwnika. Jeden z ataków skończył się dla niego najgorzej jak tylko mógł - lekko uszkodzonym autem i stratą czwartej lokaty na rzecz Lewisa Hamiltona. Konstrukcji w idealnym stanie nie miał też chyba Australijczyk, bo jego tempo drastycznie spadło. Ekspresowo wyprzedził go duet Mercedesa i szansa na podwójne podium McLarenowi przeszła koło nosa. Bratobójczy pojedynek "Srebrnych Strzał" padł łupem George'a Russella. Istniało ryzyko niepotrzebnej kraksy, jednak zawodnicy zachowali ogromną dojrzałość i dojechali bez większych problemów do mety. Wyniki wyścigu o Grand Prix Kanady: