Wyścig rozpoczął się od ogromnego zamieszania. Na okrążeniu rozgrzewkowym Charles Leclerc stracił kontrolę nad samochodem i uderzył w bandę. Wielu kibiców śmiało się z nieporadności kierowcy Ferrari, ale prawda była zupełnie inna. - Padła hydraulika - oznajmił wściekły 26-latek, który miał realne szanse na podium, bo w kwalifikacjach wywalczył sobie miejsce na starcie tuż obok Maksa Verstappena. Po zgaśnięciu pięciu czerwonych świateł na listę pechowców wpisali się Alex Albon oraz Kevin Magnussen. Obaj nie dojechali nawet do pierwszego zakrętu, ponieważ brali udział w kraksie na najdłuższej prostej. Porozrzucane drobne elementy na torze w połączeniu z naruszonymi barierami wymusiły na organizatorach przerwanie zmagań. Rykoszetem w całej tej sytuacji oberwali Daniel Ricciardo i Oscar Piastri, którzy zameldowali się w garażach z uszkodzonymi autami. Ich mechanicy spisali się na medal, gdyż odbudowali konstrukcje. - Dziękuję za wszystkim za naprawę - powiedział starszy z Australijczyków. O spektakularnym wyniku musieli jednak zapomnieć, bo względem lidera mieli okrążenie straty z racji wcześniejszego zjazdu do alei serwisowej niż reszta stawki. Mercedes gasł w oczach. Russell nie gryzł się w język W czołówce mnóstwo pozytywnego szumu robił Lando Norris. Brytyjczyk na ósmym okrążeniu był bliski wyprzedzenia Maksa Verstappena. Kłopoty lidera Red Bulla nie potrwały długo. Trzykrotny mistrz świata szybko wziął się w garść i w ciągu zaledwie kilku minut wypracował sobie bezpieczną przewagę nad najgroźniejszym przeciwnikiem. Za plecami tej dwójki odwagą imponował Fernando Alonso. Hiszpan od razu po restarcie z pól startowych uporał się z Lewisem Hamiltonem i awansował na prowizoryczne podium. Tempo Mercedesa w niedzielne popołudnie było dalekie od idealnego. Hamilton oraz Russell zamiast gonić rywali, spoglądali w lusterka w obawie przed nadjeżdżającymi konkurentami. Z łatwością obu panów wyprzedził chociażby nie mający ostatnio dobrej opinii Lance Stroll. Irytowało to zwłaszcza młodszego z Brytyjczyków. - Współpracujemy czy ścigamy się na swój rachunek - przekazał w pewnym momencie zespołowi. Męczarnie Russella skończyły się na 59. kółku. Ekipa zauważyła poważną usterkę w samochodzie (przegrzewanie się silnika) i ściągnęła kierowcę do garażu. Euforia w Astonie Martinie. Fernando Alonso na podium Ozdobą wyścigu stała się walka Fernando Alonso oraz Sergio Pereza o najniższy stopień podium. Meksykanin dysponował szybszym autem, ale długo nie potrafił znaleźć sposobu na świetnie broniącego się Hiszpana. Zespołowy kolega zwycięskiego dziś Maksa Verstappena dopiął swego dopiero na przedostatnim okrążeniu. Zawodnik Astona Martina do końca zachował jednak zimną krew, wyczekał na odpowiedni moment i w kapitalnym stylu odzyskał utraconą chwilę wcześniej pozycję. W szeregach brytyjskiej stajni zapanowała euforia, ponieważ naprawdę było się z czego cieszyć. W ostatnich tygodniach ciemnozielone bolidy spisywały się poniżej oczekiwań i nawet po udanych kwalifikacjach mało kto spodziewał się po Fernando Alonso finiszu w pierwszej trójce. - Mieliśmy swoje problemy. Podium jest dla wszystkich w fabryce. Wciąż się uczymy naszego samochodu. Są one tak skomplikowane pod względem aerodynamiki. Testujemy rozwiązania na przyszły rok, ale nie zapominamy o wciąż trwających zmaganiach. Przed nami wyjątkowy weekend w Las Vegas - oznajmił Fernando Alonso przed odebraniem zasłużonego trofeum. Wyniki wyścigu o Grand Prix Sao Paulo: