Tegoroczny wyścig w Stanach Zjednoczonych zdecydowanie nie zawiódł i dał kibicom emocje do ostatniego okrążenia. Najpierw Max Verstappen przebijał się na czoło stawki z odległego szóstego pola, a następnie fenomenalnym tempem w końcówce popisał się Lewis Hamilton. Doszło do tego, że Brytyjczyk zniwelował stratę do mniej niż dwóch sekund, jednak finalnie zabrakło mu dystansu na przeprowadzenie jakiegokolwiek sensownego ataku. Świeżo upieczony trzykrotny mistrz świata w drodze po pięćdziesiąte zwycięstwo w karierze nie trzymał nerwów na wodzy, kilkukrotnie krzycząc na inżyniera za to, że ten komunikował się z nim w niefortunnych momentach. Gdy po przekroczeniu linii mety emocje wreszcie opadły, Max Verstappen zmienił całkowicie swój ton i podziękował zespołowi za świetną współpracę. Lider Red Bulla był niesamowicie szczęśliwy z jeszcze innego powodu. 26-latek w najlepszy z możliwych sposobów uhonorował bowiem zmarłego rok temu Dietricha Mateschitza. To właśnie on wpadł kiedyś na pomysł założenia zespołu F1, bez którego dziś nikt nie wyobraża sobie królowej sportów motorowych. Wśród "Czerwonych Byków" szampańska atmosfera panowała aż do pojawienia się najlepszych kierowców na podium. Podczas grania hymnu Holandii dla zwycięzcy doszło do skandalicznych scen z udziałem kibiców drugiego z zawodników Red Bulla - Sergio Pereza. Fani Meksykanina zagłuszali melodię, głośno skandując "Checo". Pod takim przydomkiem znany jest obecny wicelider klasyfikacji generalnej. Na tym się nie skończyło. Po tym jak Max Verstappen wzniósł puchar w górę, spora grupa osób zaczęła na niego buczeć. Kibice mają żal do Maksa Verstappena. „To pokazało jaki naprawdę jest” Mina Holendra w pewnym momencie wyrażała więcej niż tysiąc słów, dlatego nie zdziwiło nas jego szybkie opuszczenie podium. Dlaczego ludzie stojący pod podium zachowali się tak, a nie inaczej? Sytuacja prawdopodobnie ma związek z zeszłorocznym wyścigiem w Brazylii, kiedy Max Verstappen nie pomógł koledze z teamu w walce o tytuł wicemistrzowski i nie przepuścił go w końcówce zmagań. - To pokazało, jaki naprawdę jest - powiedział wówczas dziennikarzom Sergio Perez. Choć atmosfera między zawodnikami wraz z biegiem czasu się poprawiła, to najwidoczniej Meksykanie wciąż czują ogromny żal i nie zamierzają odpuszczać trzykrotnemu czempionowi. Aż strach pomyśleć co lokalni kibice wymyślą za nieco mniej niż tydzień, kiedy najszybsza dwudziestka globu zawita właśnie do ojczyzny Sergio Pereza.