Kiedy jeszcze kilka miesięcy temu składaliśmy sobie życzenia noworoczne, w najczarniejszym scenariuszu nikt nie przewidział, że wkrótce cały świat stanie nad przepaścią i zaleje go fala kryzysu wywołana pandemią koronawirusa. Nowa rzeczywistość po raz kolejny utwierdziła w przekonaniu, że przetrwa silniejszy i pełen sprytu. Czy takiej siły wystarczy kobiecej serii W? Według Catherine Bond Muir nawet w przypadku całkowitej stagnacji serii w tym roku, kobiecemu odłamowi Formuły 1 nie grozi upadek. Wszystko za sprawą dobrze przemyślanego modelu biznesowego, który zadebiutował oficjalnie przed rokiem. "Nasz model biznesowy jest wystarczająco solidny. Będziemy ścigać się w przyszłym roku, niezależnie od tego, co wydarzy się w tym roku" - powiedziała dyrektor generalna serii w "The Guardian". Seria jako nowy twór opiera się o kapitał własny oraz prywatne inwestycje. Wciąż nie ma potwierdzonego nowego kalendarza na sezon. Zdaniem Muir, na plus jest też brak zależności od praw do nadawania, pomimo tego, że seria W w ubiegłym roku była transmitowana przez brytyjski Channel 4. "Oczywiście F1 ma największe dochody z pieniędzy od promotorów oraz od telewizji i muszą się ściągać, aby je zdobyć. My przez najbliższe kilka lat nie jesteśmy uzależnieni od tych źródeł dochodów z tytułu naszej odpowiedzialności finansowej. Nie mamy tego samego modelu biznesowego. Jak na ironię, bycie rodzącym się biznesem, jak my, ma dla nas zalety" - dodała Muir. Dyrektor generalna przekonuje, że pomimo braku wiedzy o wyglądzie przyszłorocznego kalendarza, można zawrzeć takie umowy, które sprawią, że będzie on zróżnicowany oraz zdolny dostarczać prawdziwie ekscytujących emocji. Brak typowych źródeł przychodów oraz świeżość kobiecej serii stanowi zatem o jej sile, a nie jakby się mogło wydawać, o słabości. W 2019 roku odbyło się sześć 30-minutowych rund. Historyczne mistrzostwo padło łupem Jamie Chadwick.AB