Nie ma co tego ukrywać, dzisiejszy wyścig w Australii po kolejnych kwalifikacjach zdominowanych przez Maksa Verstappena zapowiadał się po prostu nudno. Nic więc dziwnego, że najzwyczajniej w świecie wielu kibiców postanowiło o 5:00 smacznie spać i nadrobić zmagania z odtworzenia o znośnej porze. Ci, którzy się jednak poświęcili, nie pożałowali swojej decyzji. Już na drugim okrążeniu stało się coś niewiarygodnego. Prowadzącego Maksa Verstappena wyprzedził Carlos Sainz. Mało tego, dwa kółka później zaczęły palić się hamulce w samochodzie Holendra, ten zaczął zwalniać i wycofał się z wyścigu. W szoku byli wszyscy, włącznie z samym kierowcą. - Dym. Pożar. Hamulce - wydukał tylko przez radio lider klasyfikacji generalnej. Niepowodzenie Red Bulla wykorzystały inne ekipy. Miały one ułatwione zadanie, ponieważ jeszcze wczoraj za blokowanie Nico Hulkenberga w kwalifikacjach sędziowie ukarali Sergio Pereza. Meksykanin został cofnięty na starcie i ustawił się dopiero na szóstym polu. Miejsce tuż za czołową piątką zresztą szybko stracił, bo lepszym refleksem popisał się George Russell. Lepszych wieści prowadzący reprezentanci Ferrari oraz McLarena nie mogli sobie wyobrazić. Kibice również, gdyż wreszcie w sezonie 2024 toczyła się walka o zwycięstwo, a nie jedynie o najniższy stopień podium. Red Bull w Bahrajnie i Arabii Saudyjskiej znajdował się w innej lidze. O tym wyczynie Sainza długo nie zapomnimy Z prezentu od losu skorzystał dziś Carlos Sainz. Hiszpan na Albert Park prezentował takie tempo, że dorównać nie potrafił mu nawet Charles Leclerc, dysponujący w zasadzie identycznym samochodem. Historia syna wielokrotnego triumfatora rajdu Dakar jest doprawdy wyjątkowa. Przed weekendem w Australii w grę wchodziło nawet odpuszczenie zmagań, ponieważ istniało ryzyko, iż Sainz nie będzie narzekał na dyskomfort po niedawnej operacji wyrostka robaczkowego. - Nie jestem głupi i oczywiście jeśli nie będę czuł się dobrze, będę pierwszym, który podniesie rękę i powie, że potrzebuję kolejnych dwóch tygodni do następnego wyścigu - mówił w czwartek Hiszpan na łamach Motorsport.com. Na szczęście zacisnął zęby, dzięki czemu zapisał się 24 marca w historii Formuły 1 oraz całego światowego sportu. Sympatycy Ferrari, znający ukochany zespół, do końca bali się jakiegoś nieudanego pit stopu czy innego rodzaju niepowodzeń strategicznych, lecz do niczego takiego nie doszło i czerwone auta sięgnęły po dawno nie widziany dublet. Triumf w Australii Carlosowi Sainzowi smakował wyjątkowo nie tylko ze względu na piękną historię i udowodnienie, że niemożliwe nie istnieje. Hiszpan po sezonie 2025 pożegna się przecież z Ferrari, ponieważ jego bolid przejmie legendarny Lewis Hamilton. Negocjacje 29-latka z innymi czołowymi stajniami na pewno staną się teraz o wiele łatwiejsze. Wyniki wyścigu o Grand Prix Australii: