Polak porozmawiał z Niemcami po dwóch dniach testów na Nurburgringu przed wyścigami serii DTM. Niemiecką dziennikarkę intrygował fakt, że krakowianin, pod koszmarnym wypadku podczas rajdu Ronde di Andora nada podejmuje ryzyko i startuje w Formule 1, czy właśnie w DTM. Robert Kubica zrobił wielkie oczy, słysząc to pytanie: - Nie sądzisz, że analogicznie jest z upadkiem na rowerze? Jeśli z niego spadniesz, to przecież nie jest tak, że nie wsiadasz już nigdy na rower - porównał Polak. Przyznał, że ograniczenia, jakie są pozostałością po wypadku nadal mu doskwierają, ale nauczył się funkcjonować z nimi. - Oczywiście, nadal są dni, kiedy nie jest łatwo, ale muszę to zaakceptować i odkrywać wciąż na nowo moje ciało. To ogromna praca, której wiele osób nie zauważa, nie zdaje sobie z niej sprawy. Zrobiłem ogromne postępy, by zaakceptować siebie, a potem pracować nad sobą, bym mógł żyć moim życiem i czerpać z tego przyjemność - tłumaczył Kubica. Na uwagę, że wielu mogłoby go nazwać niepełnosprawnym kierowcą, zareagował: - Nie jestem w stanie powiedzieć jak bardzo mnie to ogranicza, choć w prowadzeniu nie przeszkadza mi, ale też nie pomaga. Minęło już dziewięć lat i nie pamiętam siebie sprzed wypadku. Niektórzy mogą widzieć moje ograniczenia, które oczywiście są, niektórzy mogą mnie oceniać jako niepełnosprawnego, ale jestem jaki jestem i nie mogę już tego zmienić. Oczywiście, zawsze chciałoby się mniejszych ograniczeń, żeby było łatwiej, żebym mógł robić najprostsze rzeczy tak, jak 10 lat temu. Ale musiałem nauczyć się nauczyć wielu rzeczy robić na nowo, mój mózg musiał przestawić się w wieku 26 lat i uczyć tego, czego uczą się niemowlęta. Taki jednak jestem, te ograniczenia stały się częścią mojego życia - podkreślał Robert.